Temat: Psychologiczne aspekty odchudzania

„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi?
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą
Oczywiście, nic na siłę :) Warto, jak się tylko da, przynajmniej ze sobą porozmawiać o tym, co mamy zamkniętego w tym "ciemnym pokoju" :) Pozdrawiam serdecznie :)
Niestety, rozmowa z samą sobą nic mi nie daje. Dziesięć lat to zbyt długi okres czasu, żebym jeszcze potrafiła cokolwiek z tym zrobić...

A teraz już kończę, bo znowu offtopuję, a przecież wątek nie o tym miał być.

Przeczytałam ksiazke juz myslałam ze trzymam pod kontrolą kompusly/ \wytzrymalam 4 dni i co zjadłam wszysktko co mi wpadło do reki dzis. I wieci co jest najgorsze ze nie mialam zadnego stresu ostatnio po prostu zaczełam jesc. 

Szkoda ze ten wontek nie rozwija sie 

Lipiec83. jedną z najważniejszych rzeczy na początku takiej pracy nad sobą jest zrozumieć i przyjąć, że to wymaga pracy i czasu, a także, że będzie każdy rozwój zwiera z sobie postępy i regres. Nie wolno mieć do siebie o to pretensji. Każdy rozwój, i każdy proces uzdrawiania, odbywa się tak, że robimy dwa kroki do przodu i jeden krok do tyłu, potem pięć do przodu i dwa do tyłu. Tak to jest. Na pewno wiesz, że przeczytanie książki, uczestniczenie w warsztacie czy terapii nie załatwia sprawy jednorazowo. Zwykle jest to proces. Zmiana  prostego nawyku zajmuje kilku dni, bardziej złożonego - kilka tygodni, zmiana postawy - co najmniej pół roku. I podejdź do siebie z wyrozumiałością - słabości nie są naszą WINĄ, skądś się wzięły, jasne, ale obwinianie się np. o kompulsy, zaowocuje pogorszeniem Twojego samopoczucia i wywoła kolejne kompulsy. Pamiętasz, jak to napisała W.Perkins? Nie dałaś rady i uległaś napadowi objadania? Zostaw to za sobą, przeanalizuj, co się wydarzyło, co robiłaś, co czułaś, jak wyzwolił się "kompuls" i staraj się rozpoznać ten moment początkowy. Następnym razem spróbuj pamiętać, kiedy on wystąpił i reaguj. Nie wyjdzie? To, jak dziecko, które uczy się jeździć na rowerze, podnieś się i jedź dalej. I najważniejsze: szukaj w sobie, pytaj siebie, dlaczego, co się dzieje w duszy, że musisz jeść. Ustal co jest "wyzwalaczem" i unikaj takich pokarmów, w czasie kiedy pracujesz nad głębszymi przyczynami. I nie zrażaj się, że to wymaga pracy i wysiłku. To jest nałóg, i tak trzeba go traktować. Czy znasz kogoś, kto rzucał palenie? Nawet z tym zwykle jest duuużo podejść, sukcesów i porażek...
Można to przezwyciężyć. Ty też dasz radę :)
Bardzo mądre stwierdzenie Pani Blanko "Nie dałaś rady i uległaś napadowi objadania? Zostaw to za sobą, przeanalizuj, co się wydarzyło, co robiłaś, co czułaś, jak wyzwolił się "kompuls" i staraj się rozpoznać ten moment początkowy.". Ja tą zasadę może trochę przerobioną zaczęłąm stosować ogólnie w życiu. Kiedy mam problem mówię sobie, że ja jak Ohara "jutro się tym zajmę" i staram się myśleć pozytywnie. Niestety co do wagi jestem jak bumerang... potrafię stosowac dietę i osiągnąć spektakularny sukces po czym jak już słyszę, że super wyglądam zaczynam jeść zdawało by się "normalnie" no i w bardzo szybkim tempie tyję i to o wiele bardziej niż przed dietą. Ta karuzela trwa u mnie od ponad 10 lat. Obecnie znowu mam wielką pupę, fałdki wszędzie i wielkiego doła, że wyglądam jak hipcio...  I jeszcze te napady na słodkie...  To moja zmora i przyczyna wszelkich problemów z wagą. Próbowałam tabletek Meridia, byłam na terapii u psychiatry - efekty były i owszem tylko ile można się truć meridią, asertinem, czy chromem?
Otóż, będąc bardzo wrażliwą osobą, biorącą wszystko do siebie, a jednocześnie mocno zaangażowana w swoją rodzinę, lecz niezrealizowana, jak sama mówi, na innych planach swojego życia, ma tendencję do zajadania wszystkich smutków i, tym samym, do tycia. W zeszłym roku wzięła się za siebie i schudła 25 kg w pół roku. Była ogromnie zaskoczona tym, że absolutnie nie poczuła się tak, jak na to liczyła, tj. nie stała się nagle zadowolona i pewniejsza siebie, przeciwnie – zaczęła jeszcze mocniej odczuwać wszystko, co mogłoby ją dotknąć lub zranić. Powiedziała „Czułam się, jak bez warstwy ochronnej. Dlatego postanowiłam jak najszybciej wrócić do poprzedniego stanu”.

Akurat to mnie nie dotyczy. Schudłam już kiedyś do 80kg i czułam się dobrze. Oczywiście nie odczułam jakiegoś wielkiego szczęścia, ale było ok. Poza tym ja mam inny problem. Dawniej ważyłam 60-65kg i ja patrząc na siebie "z góry" nie widzę siebie jako jakiejś przesadnie grubej. Problem pojawia się w momencie, gdy widzę całą swoją sylwetkę w lustrze albo na zdjęciach, ponieważ ja się czuję tak jakby to NIE BYŁO moje ciało. I przez ostatnie kilka lat straszny mam z tym problem, więc w moim przypadku schudnięcie powinno przynieść spokój i "dopasowanie" tego co mózg ma zakodowane (czyli bycie chudszą) do tego co widzi.

Masz rację, chodzi tu również o kortyzol, główny hormon stresu, którego zadaniem jest kontrola stresu na poziomie fizycznym i psychicznym.  Za dużo kortyzolu wyzwala łaknienie tłustych i słodkich pokarmów. Również kortyzol decyduje o miejscu magazynowania tłuszczu w ciele, w tym wypadku – wokół brzucha. Jeśli tyjemy „ze stresu”, to zwykle na brzuchu. Tak długo, jak jesteś w dużym stresie, nie ma w zasadzie sposobu na sensowną walkę z kilogramami, bo jest to walka z Twoimi własnymi hormonami, Twoim własnym ciałem. Śmiem twierdzić, że taka walka przyniesie więcej szkód niż korzyści. Trzeba się zatem dobrać do przyczyn, jak zwykle :) Niebawem mnie tu ktoś zlinczuje za takie wieczne utrudnianie, ale nic nie poradzę, nie ma złotych, prostych środków na tak złożone sprawy!

Niestety i mnie dotknął problem tycia w brzuchu. Z sylwetki kiedyś przypominałam klepsydrę. Tyłam wszędzie proporcjonalnie. Zawsze miałam talię i dość płaski brzuch, bez względu na wagę. Podczas ostatniego przytycia, gdy waga zmieniła mi się o ok. 20kg nie przytyłam ani centymetra w biodrach, za to brzuch mam jak typowe jabłko. Śmieję się nieraz, że jestem klepsydrą w ciele jabłka.
Pomimo, że jestem uważana za osobę spokojną, to jednak ciągle mam kilka "problemów", które wywołują u mnie zdenerwowanie. Zdecydowanie więcej podnoszę głos niż kiedyś.

5.      Jeśli potrzebujesz i możesz sobie na to pozwolić – zafunduj sobie kilka sesji ze specjalistą, ale nie po prostu psychologiem, a raczej trenerem zajmującym się stresem i przezwyciężaniem go lub life-coachem, najlepiej z polecenia. Z psychologami, jak z lekarzami – bywają różni, jeden pomoże skutecznie i szybko, a drugi zmarnuje Twój czas i pieniądze.

Po nowym roku planuję szukać specjalisty. Nie wiem, bo się nie orientuję, czy można szukać na NFZ. Chciałabym od tego zacząć. Jeśli nie znajdę nikogo konkretnego, wtedy poszukam kogoś, kogo wskazałaś, czyli jakiegoś trenera "ds. stresu", albo kogoś podobnego.


Witam, ja mam takie pytanie. Otóż, często przed kompulsami mam coś takiego, że gdzieś zbaczę coś zakazanego, tort, batona albo jakieś inne zakazane słodkie (a już najgorzej, jeśli to jest nowość, której nigdy nie jadłam) to nie potrafię przestać o tym myśleć. Mam to w głowie dopóty dopóki się nie przejem, i to wtedy niekoniecznie tym co mi w tej głowie siedziało. Czy można sobie jakoś z tym poradzić? Może są jakieś ćwiczenia, które by mi pomogły? Wyobrażanie sobie, że już to zjadłam, niestety tylko bardziej mnie nakręca i przynosi odwrotny efekt
Pasek wagi
Kobiety, dajcie na wsptrzymanie. Dbajcie o siebie a nie martwcie się każdym kilogramem. To powinno być nasze motto http://www.facebook.com/pages/Nie-odchudzam-si%C4%99/260449963997789
temat chyba "padł"
Szczerze, to mam wrażenie, że był założony tylko w celach reklamowych, i niestety, specjaliści jakoś nie bardzo się postarali o to  by się rozwijał...
Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.