- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
13 stycznia 2020, 18:53
Witam wszystkich nazywam się Karolina mam 27 lat, 152cm wzrostu i 70 kg. Mam poważny problem a mianowicie otyłość wiec opowiem wam coś z mojego życia, nie oczekuje od was współczucia ale może wsparcia, i podzielenia się swoimi sytuacjami. A wiec:
Gdy skończyłam 18 lat zaczęłam tyć, nie miałam styczności z sportem miałam znajomych którzy byli szczupli i nie biegali, nie jeździli na rolkach ,rowerze, jedli co chcieli i pili w weekendy piwo, ja robiłam to samo a gdy w szkole był wf nigdy nie ćwiczyłam. Teraz gdy już każdy ma swoje życie, skończyło się spotykanie z nimi zobaczyłam jaka jestem straszna, nie oszukujmy się do mojego wzrostu 70kg to bardzo dużo. Stoję przed lustrem i płacze JESTEM GRUBA ,najgorsze jest to że nikt nie potrafi mi pomóc a, ja sama nie potrafię sobie pomóc. Byłam u dietetyka który ułożył mi dietę, problem tkwi w tym że z tym panem nie do końca dało się dogadać 5 posiłków dziennie o danych porach, niestety mam 3 zmiany w pracy i cieżko jest mi utrzymać 5 posiłków i o danych porach, kiedy w pracy mam tylko jedna przerwę. Druga stroną była dieta gdzie na obiad miałam pizze , albo zapiekankę, diete starałam się utrzymywać mimo to 3 miesiące i czar prysł .. po 3 miesiącach schudłam tylko 5 kg po czym znowu przytulam w ciągu miesiąca. stwierdziłam że się nie poddam sama zaczęłam się odchudzać schudłam z 77kg do 65kg, ale niestety długo to nie potrwało bo przytyłam i aktualnie ważę 70kg. Mam niesamowity problem bo ciągle myślę o jedzeniu, w domu o jest czekolada wezmę sobie kostke,ale gdy jedna kostkę już wezmę to pół czekolady nie ma, kiedyś w pracy jadłam 1 bułkę teraz jem 2, zdarza się dzień ze zjem nawet 3, później obiad full wszystkiego aż z talerza się wysypuje, później coś słodkiego albo chipsy i tak kończę dzień. Tu leży problem we mnie samej, ja to wiem, bo gdy tylko chciała bym zacząć się odchudzać to ciągnie mnie do jedzenia i tego słodkiego i tego słonego, bardzo ciężko mi to opanować, a zapomniałabym chodzę teraz na siłownie juz miesiąc, no ale efektów nie ma tylko dlatego że jak tylko z niej wracam mam ochotę się obiadać. Przepraszam za tak długiego posta, ale bardzo chciałam się z kimś tym podzielić, może będzie ktoś kto mi pomoże, lub doradzi. Pozdrawiam was i ściskam mocno ;)
13 stycznia 2020, 20:23
Ciągle jesteś głodna bo masz rozepchany żołądek, najpierw musisz go skurczyć zmniejszonymi porcjami. A ty pewnie dopychasz się czym popadnie do porzygu.
Pewnie masz racja ale Wiesz z tym tez różnie bywa. Zależy co by jadła. Odwolam się do siebie. Moje posiłki są duże, czasmi ktoś mógłby się dziwić że tyle pochlaniam No Ale co z tego jak czasami ledwo dobijam do progu swojej kaloryczność. Ktoś wspomniał wyżej o zupach- spora porcja cieplej, mocno warzywnej zupy dodatkowo z np cyckiem syci mocno. Mysle że tu nie tylko ilość ale też jakość odgrywa dużą rolę. Przekaskami człowiek się az tak nie naje więc sięga po więcej i więcej. Bledne kolo.
13 stycznia 2020, 20:26
popracuj nad naturalnym skurczeniem żołądka. Jednorazowo powinniśmy jeść tyle, ile zmieści się w naszych dwóch dłoniach 🤲
Również polecam Ci dietę zupową. Swojego czasu sama testowałam, opisałam trochę w swoim pamiętniku. Działa.
Do tego dołączyła bym długaśne spacery szybszym tempem - na początek. Później może fitnes albo basen, jeśli lubisz? No i oczywiście dietka :-) Jeśli nie zdecydujesz się na zupową, to polecam "zwyczajną", tj. bez słodyczy, fast food'ów, białego pieczywa, smażonych potraw i tłustych, ciężkich dań 👍
A jeśli potrzebujesz wsparcia, to się polecam... Również zaczynam (po raz kurka kolejny) walkę z samą. Zawsze to raźniej choć w duecie, jeśli nie w grupie ;-)
13 stycznia 2020, 20:54
Może masz w lodówce zbyt dużo różnych rzeczy na które miałabyś ochotę? Wtedy często chciałoby się wszystko zjeść jak człowiek nie może się zdecydować ;D
Co do przekąsek: najlepiej to nie kupować :D a jeśli już kupujesz to nie trzymaj ich w miejscu w którym spędzasz większość czasu. Żadnych ciastek, czekolady ani chipsów na wyciągnięcie ręki, koło komputera. Jeśli po każde ciastko będziesz musiała wstać i iść do kuchni - odechce Ci się albo zapomnisz, że je masz ;)
Edytowany przez 13 stycznia 2020, 20:55
13 stycznia 2020, 22:21
Hej, napiszę może co mi pomaga. Zero słodyczy i słonych przekąsek. Wiem że jak skubnę to popłynę. Zaopatrzyłam się w koktajle białkowe - te które mam są mega słodkie, więc zaspokają chcice na słodycze, a dostarczają białka i mają mało kalorii. Ze względu na pracę jem nieregularnie, taki koktajl zapycha żołądek. I duuuużo wody- 2-3 litry dziennie. Oglądanie metamorfoz innych, daje kopa. Skoro inni mpgą czemu nie my? Wyobrażanie sobie siebie za parę miesięcy: lepiej być szczupłą niż pulpetem 😜
13 stycznia 2020, 23:51
Tak z pewnością mam rozepchany żołądek obiady jem normalnie albo zupa albo drugie danie np udko z piekarnika i ziemniaki błędem jest to że nie jem żadnych surówek. Nigdy nie liczyłam sobie kalorii ani ile kalorii ma to co zjem nawet nie wiem jak to się oblicza, z nudów też jem przy tv czy coś, niestety to co mam do jedzenia mam w zasięgu ręki bo mieszkam w kawalerce małej, nie mam jak tego gdzieś schować. Nie chcę też jeść tylko zup bo po diecie myślę że będę miała ochotę na to i na inne rzeczy i popłyne z efektem jojo. Uwierzcie mi że chce zrobić coś ze sobą i że swoim życiem ale opornie mi to idzie. Czasem mam dzień że nie chce jeść nic a czasem mam dzień że napcham się aż do pozygu tak jak to jedna dziewczyna na górze napisała. Chcę się wziąść za siebie ale nie potrafię, nie wiem jak za to się zabrać żeby chudnąć
14 stycznia 2020, 01:41
Mialam kiedys potezne zaburzenia zwiazane z diabulimia (z nadwagi doprowadzilam sie do anoreksji i jeszcze uwazalam ze jestem gruba- historia na ksiazke, wszystko zaczelo sie gdy zachorowalam na cukrzyce polekowa gdy mialam 11lat (zle dobrane leki, trzustka nie wytrzymala konskich dawek) i ojciec ograniczal mi bardzo jedzenie, wszystko mi wazyl gdziekolwiek nie bylismy, nawet w resturacji (to bylo bardzo chore, czesto bylam bardzo glodna, mysle ze nie jadlam nawet 1000kcal, na sprzeciwy bylo tylko darcie siei niezrozumienie) W wieku dojrzewania nie rozumial pielegniarek ze ja rosne i dlatego nieznacznie rosnie moja waga- ciagle wmawial mi ze tyje, moje pierwsze diety zaczely sie w wieku 12lat), wyszlam z tego sama stopniowo gdy bylam juz dorosla. Bardzo pomogl mi wyjazd z domu rodzinnego (nie, nie doradzam Ci tego :p)- chodzi o to, ze w domu po pierwsze byl taki stres, ktory to wszystko napedzal, dodatkowo wszedzie pelno zarcia. Ja do mieszkania kupowalam jedzenie doslownie na jeden dzien, ktory sobie planowalam (kazdy posilek). Tym sposobem wyszlam calkowicie z zaburzen odzywiania odnosnie wilczego glodu, glodzenia sie i zajadania emocji. U mnie problem byl o tyle ciezszy, ze mialam bardzo duza motywacje bo autentycznie moglam umrzec i bylam tego swiadoma. Nie przyjmujac insuliny i naprzemiennie sie glodzac a pozniej rzucajac sie na jedzenie fundowalam sobie horror. Nie wiem jakim cudem przezylam to co sobie robilam, moze gdybym miala chociaz jedna osobe ze zdrowym podejsciem, ktora by mi pomogla wyszlabym z tego duzo wczesniej. Na mature z polskiego poszlam po 3dniach niejedzenia zupelnie niczego i dawania skrajnie malych ilosci insuliny. Do dzis zastanawiam sie jak udalo mi sie ja dobrze zdac. Pukam sie w glowe na to wszystko i powiem Ci tylko jedno- to nienazarcie to choroba i musisz znalezc swoj sposob zeby z tego wyjsc, albo poprosic o pomoc jakiegos specjaliste. Moze zajadasz jakis stres, napiecie albo to juz nalog? Jesli tak, nie kupuj duzych ilosci jedzenia. Kup jedna bulke do pracy- nie bedziesz miala to nie zjesz- mnie to w pewnym sensie przymusowo uratowalo i dzieki tej metodzie zaczelam normalnie i zdrowo jesc. Od 10lat slodycze jem bardzo sporadycznie mimo ze mam ich duzo dookola, w zasadzie tylko podczas imprez okolicznosciowych czy swiat jem ciasta. Po jednej kostce czekolady mnie mdli. Wiec glowa do gory, da sie tylko trzeba sobie uswiadomic jakie odzywianie jest dobre, pomoc sobie jakims sposobem i chciec dla siebie zmienic sie na lepsze. Powodzenia, postanow sobie cos i badz konsekwentna, jesli kilka razy Ci sie uda, pozniej idzie z gorki :)
14 stycznia 2020, 08:18
Tak z pewnością mam rozepchany żołądek obiady jem normalnie albo zupa albo drugie danie np udko z piekarnika i ziemniaki błędem jest to że nie jem żadnych surówek. Nigdy nie liczyłam sobie kalorii ani ile kalorii ma to co zjem nawet nie wiem jak to się oblicza, z nudów też jem przy tv czy coś, niestety to co mam do jedzenia mam w zasięgu ręki bo mieszkam w kawalerce małej, nie mam jak tego gdzieś schować. Nie chcę też jeść tylko zup bo po diecie myślę że będę miała ochotę na to i na inne rzeczy i popłyne z efektem jojo. Uwierzcie mi że chce zrobić coś ze sobą i że swoim życiem ale opornie mi to idzie. Czasem mam dzień że nie chce jeść nic a czasem mam dzień że napcham się aż do pozygu tak jak to jedna dziewczyna na górze napisała. Chcę się wziąść za siebie ale nie potrafię, nie wiem jak za to się zabrać żeby chudnąć
Ściągnij sobie aplikację, która policzy kalorie za Ciebie - MyFitnessPal, Fitatu itp. Wpisujesz tam to, co jesz i widzisz, ile Ci jeszcze brakuje do limitu. To, ile kalorii powinnaś jeść policzysz np. tutaj: https://www.fabrykasily.pl/bmr . Fitatu policzy ten limit kaloryczny za Ciebie.
Kolejna sprawa: będziesz tam miała wskaźnik PPM, czyli podstawowa przemiana materii. Zasada jest taka, żeby nie schodzić z kaloriami poniżej tego wskaźnika.
Co do przekąsek: na własnym przykładzie wiem, że ciężko jest się bawić w półśrodki, bo jak już sięgnie się po coś słodkiego albo np. chipsa, to nie da się powstrzymać przed zjedzeniem tego więcej. Załóż sobie, że nie będziesz jadła takich rzeczy, wywal je z domu, powiedz domownikom, żeby Cię nimi nie częstowali i trzymaj się tego. Jak masz ochotę coś przegryźć, to schrup marchewkę, sięgnij po owoc albo orzecha. A jak wiesz, że ciągnie Cię do przekąsek z powodu łakomstwa, a nie głodu, to pij wodę. Dużo wody. To pomaga:)
Zasada kolejna: warzywo lub owoc do każdego posiłku. Najlepiej by było, gdyby co najmniej połowę talerza zajmowały warzywa. To nie musi być sama sałata i surówki (raczej unikaj gotowych surówek z sosami). Ugotuj sobie marchewkę z groszkiem, warzywa na patelnię, mieszanki z kalafiorem, brokułami itp. No i ruch - zacznij choćby od tych spacerów czy jakichś lekkich ćwiczeń z youtubem w domu:) zamiast TV. Jak nic Cię nie trzyma w domu (obowiązki, dzieci itd) to z tego domu wyjdź. Poszukaj jakiegoś fitnessu w okolicy albo namów znajomych, żeby ruszali się z Tobą.
Edytowany przez naceroth 14 stycznia 2020, 08:20
14 stycznia 2020, 11:00
Po co kupujesz slodycze? Nie kupuj ich, to nie bedziesz miala ich w domu i ich nie zjesz. Odkad wyprowadzilam sie z domu rodzinnego totalnie nie rozumiem, jak dorosla osoba moze miec problem ze slodyczami/chipsami etc. No przeciez wystarczy ich nie kupowac. U mnie w domu rodzinnym zawsze cos bylo, wiec jadlam i wazylam 62 kg przy 168 cm wzrostu. Po przeprowadzce, gdy sama z chlopakiem kupuje wszystko do domu, jem normalnie (3 posilki dziennie, z czego najwieksza kolacja akurat) i schudlam do 56 kg w 3 miesiace i w tej wadze czuje sie najlepiej. Moze naprawde warto zwracac uwage na to co sie kupuje?
Dodatkowo zdaje mi sie, ze masz za duzo wolnego czasu i dlatego tyle jesz, z nudow.
14 stycznia 2020, 13:56
Odkad wyprowadzilam sie z domu rodzinnego totalnie nie rozumiem, jak dorosla osoba moze miec problem ze slodyczami/chipsami etc. No przeciez wystarczy ich nie kupowac.
Chciałabym, żeby tak było:D Teraz jest u mnie trochę inaczej, bo mam rodzinę, dzieciaki często dostają jakieś słodycze (czy też zostają nam rzeczy z imprez), więc siłą rzeczy słodycze w domu są. W tej chwili schowane do wysokiej szafy. Ale kiedy mieszkałam sama, to zdarzało mi się kupić sobie batona czy czekoladę - bo stres, bo nagroda za coś, bo coś tam. Pretekst się znajdzie. I tak, masz rację - można by było po prostu nie kupować, ale dojście do tego i opanowanie się, kiedy ma się gorszy dzień już nie jest takie proste. Trzeba się przemóc:)
14 stycznia 2020, 15:50
Chciałabym, żeby tak było:D Teraz jest u mnie trochę inaczej, bo mam rodzinę, dzieciaki często dostają jakieś słodycze (czy też zostają nam rzeczy z imprez), więc siłą rzeczy słodycze w domu są. W tej chwili schowane do wysokiej szafy. Ale kiedy mieszkałam sama, to zdarzało mi się kupić sobie batona czy czekoladę - bo stres, bo nagroda za coś, bo coś tam. Pretekst się znajdzie. I tak, masz rację - można by było po prostu nie kupować, ale dojście do tego i opanowanie się, kiedy ma się gorszy dzień już nie jest takie proste. Trzeba się przemóc:)Odkad wyprowadzilam sie z domu rodzinnego totalnie nie rozumiem, jak dorosla osoba moze miec problem ze slodyczami/chipsami etc. No przeciez wystarczy ich nie kupowac.
Masz racje, co innego, gdy sa dzieci.
Uwazam, ze latwiej powstrzymac sie od zakupu slodyczy w sklepie, niz od zjedzenia ich gdy one sa juz w domu.