Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Próbuję zrozumieć jak działa dorosłe życie.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1332
Komentarzy: 11
Założony: 13 marca 2018
Ostatni wpis: 6 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Zyzia2017

kobieta, 32 lat, Warszawa

180 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

6 kwietnia 2018 , Komentarze (6)

Chciałam dzisiaj zrobić porządki w szafie. Wyciągnęłam sukienki i zaczęłam bawić się w przymierzanie. Po pierwsze muszę je wszystkie wyprać, bo rok temu latem jarałam jak smok i niestety (stety) ale nawet najmniejszy zapach papierosów teraz mnie odrzuca. Caaaała szafa do prania.

Od stycznia moja figura bardzo się zmieniła. Kilogramowo nie spadło nic. Ale zrobiłam się bardziej "nabita"? Nie wiem jak to nazwać. Szczególnie poszło mi w nogi. Bicki też duże. Od jakiegoś czasu zaczęłam liczyć kalorie. Na spokojnie mieściłabym się w 1800. Niestety lubię podjadać. Zresztą ciut jetem wkurzona na swoje ciało. Muszę schodzić aż do 1800 kcl, żeby widzieć jakieś efekty, a przecież trenuję 5 razy w tyg i jestem bardzo aktywna w ciągu dnia.

Dlaczego to zdjęcie dodaje się bokiem? 

Najbardziej jestem zadowolona z pośladków. Pięknie się podniosły i urosły. Ale te łapy.... ech...

Powiedzcie cześć mojej czwórce (oczywiście noga napięta)

Życiowo? Ten tydzień mnie w pracy wykończył. Dzisiaj dostałam wolne. Zrobiłam mnóstwo rzeczy a teraz próbuję się zmusić do tego żeby siąść do angielskiego. 

31 marca 2018 , Komentarze (1)

Podsumowanie miesiąca czas zacząć:

Kategoria pierwsza: siłownia/ odchudzanie

Zrobiłam szpagat! Cel osiągnięty. Myślałam, że zajmie mi to więcej czasu. Udało się w trzy miesiące więc jestem z siebie zadowolona, teraz należy tylko pogłębiać rozciągnięcie, tak aby za każdym razem udawało się usiąść.

Schudłam może z 1 kg. Niestety, ale bardzo ciężko jest mi trzymać dietę. Przez ostatni tydzień udawało mi się zliczać wszystkie kalorie, ważyć posiłki i już wiem, że 2000 kcl dziennie dobijam dlatego, że wpadają mi durne przekąski typu: cukierek w pracy, bo oczywiście w korpo nie ma dnia bez urodzin, imienin, pożegnania, powitania itp itd. Niekończąca się fala okazji do tego, żeby skubnąć coś słodkiego. Dodatkowo, wydaje mi się że na 2000 kcl nie schudnę. Co mnie troszkę dziwi, bo ruszam się 5 razy w tyg, w porywach do 6 i te fancy bancy internetowe kalkulatorki, że przy takiej aktywności fizycznej, żeby utrzymać obecną wagę powinnam jeść około 2700 kcl. (dla przypomnienia, mam 180 cmw zrostu i dzisiaj się ważyła i było 71,6 kg.) Chyba wrócę do paleo, na którym bardzo dobrze się czułam. Za bardzo przyzwyczaiłam się znowu do węgli: kasze, makarony, pieczywo- po którym czuję się nie najlepiej.

Martwy ciąg zakończyłam w tym miesiącu maksem na poziomie 75 kg- jestem zadowolona z tego wyniku. Poprawiam cały czas technikę. Ruszyłam też wyciskanie na ławeczce- bardzo polubiłam to ćwiczenie. Dodatkowo zaczęłam robić próby pod podciągnie.

Kategoria druga: życie singielki

W marcu byłam na trzech randkach, z trzema różnymi panami, które w dwóch przypadkach zakończyły się moją ekscytacją (typu: " ojej jaki fajny koleś, chętnie bym się z nim spotkała jeszcze raz"), a z ich strony nieodezwaniem się do mnie nigdy więcej. Żeby nie było: odezwałam się po randce pierwsza, mimo iż, już wiedziałam, że coś się święci. Kulturalni panowie odpisali, jednego smsa, jeden nawet zaszalał i poprowadził ze mną luźną konwersację, która skończyła się gdzieś w połowie zaklęta ciszą z jego strony. Tadaaaaaam. A więc w marcu dwa razy musiałam ratować swoją pikującą w dół pewność siebie, powtarzając sobie, że trudno wszyscy kochać mnie nie musza. Nie mam pomysłu na kwiecień. Może by tak spróbować poznać kogoś w realu, a nie przez aplikacje? 

Kategoria trzecia: praca

Zakończyłam w pracy nareszcie długi proces kwalifikacji. Awans leży na biurku u mojej szalonej managerki i już niedługo mam zamiar rozpocząć walkę o moją podwyżkę, której na gwałt potrzebuję. Jeśli myślę o wyprowadzeniu się z Polski pod koniec tego roku, muszę mieć odłożone sporo pieniędzy na start. Jeśli praca za granicą nie wypali, wtedy rozważam wyprowadzkę do Wrocławia.

Kategoria czwarta: magisterka

Totalna porażka. Nie rozmawiajmy o tym.

Kategoria piąta: inne duperele

Ogólne samopoczucie w marcu było złe. Bardzo złe. Śmiało mogę powiedzieć, że ostatnie tygodnie to była czysta wegetacja. Nie jestem pewna czym to było spowodowane. Próbuję cały czas zlokalizować przyczynę tego samopoczucia, aby więcej nie dopuścić do takiej sytuacji, albo chociaż wiedzieć jak temu zaradzić, ale słabo mi to idzie.

Jutro cele i postanowienia na kwiecień.

Czy Wam też 2018 za przeproszeniem zapie*****?

22 marca 2018 , Skomentuj

Wczoraj napisałam do poniedziałkowego typa. Prosty sms, nawiązujący do naszej rozmowy, nie narzucający nawet odpowiedzi. Odpisał po kilkunastu godzinach. kuuuurde, chemia az bucha :D Odpisałam dopiero dzisiaj (taka ciężka do zdobycia jestem). No i to by było chyba na tyle.

Macie rację, nie ma co się przejmować. Po prostu. Nie pykło. Nie zawsze muszę się wszystkim podobać. Co jest bardzo ciężkie do przełknięcia. Wszystko spowodowane ciężkimi czasami w młodości. No wiecie, grupa zapryszczonych nastolatków mnie nie akceptowała, a ja miałam wpajane do głowy, że zawsze muszę być we wszystkim najlepsza. To przekonanie niestety łazi za mną do teraz. Bardzo często jest tak, że porzucam jakiś pomysł zrobienia czegoś nowego- bo boje się, że nie będę od razu najlepsza. Bardzo staram się z tym walczyć. Tylko często brakuje mi cierpliwości. Pracuję nad tym.

Wczorajszy trening bardzo intensywny.

Martwy: rozgrzewka z 20kg x10

40 kg x 10

50 kg x 6- cudowne uczucie. Duży zapas. 

Chyba czas przejść w końcu na tę redukcję. Przy intensywnych treningach 3-5 razy w tyg nie schudłam ani jednego kg. Widzę, że ciało wygląda lepiej. Pojawiły się na serio fajne mięśnie, ale na brzuchu mam jeszcze trochę tkanki tłuszczowej. To samo plecy.

Rozmawiałam z moja trenerką i muszę trochę przystopować. Codzienne treningi nie są dobre. Musze zrobić sobie przynajmniej jeden dzień przerwy. Zaczynam czuć kolana, co nie jest dobre przy moich problemach z nimi. Dlatego dzisiaj jestem grzeczna i robię reset. W planach mam zrobienie remanentu w mojej szafie. Wiosna idzie, trzeba sprawdzić czy mam co na plecy zarzucić w te cieplejsze dni.

Słuchajcie, jak można poznawać nowych ludzi? nie chodzi mi tylko o facetów i randki. Ludzi. Od roku chyba nie poznałam nikogo nowego/ nie byłam na imprezie gdzie nawiązałam nową znajomość. 

Może zrobię sobie taki challenge, że będę więcej sama wychodzić do ludzi. Uczyć się nawiązywać nowe znajomości. Otworzyć na nowych ludzi i sama zagadywać pierwsza.

Macie jakieś propozycje? Myślałam nad zapisaniem się na boks. Od jakiegoś czasu chodzi mi to po głowie.

20 marca 2018 , Komentarze (4)

Moja historia zaczyna się 23.03.2016 kiedy to mój związek, który miał się skończyć na ślubnym kobiercu, zakończył się w ciasnym pokoju w akademiku, w którym wtedy mieszkałam. Dziękuję, do widzenia, to by było na tyle. 

Od tego czasu jestem sama.

Niedawno zaczęłam bardziej intensywnie korzystać z "dobroci" dzisiejszych czasów i korzystać z aplikacji, w której wybiera się świeże bułeczki, które potem mogą się okazać zakalcem. Dobrowolnie zgodziłam się na postawienie swojej osoby na półce, z etykietką, wyprzedaż. Czy mi się to podoba? Nie! Czy miałam jakieś wyjście? Chyba nie. Od kiedy skończyłam studia, wstąpiłam do armii korpo, najzwyczajniej w świecie nie poznaje facetów. Jakby w całej Warszawie nie było już ani jednego wolnego faceta. 

Może wiecie gdzie można poznawać nowych ludzi? Jak to się w ogóle robi?

Ej dziewczyny z Wrocławia, też tam u Was taka posucha? Bo myślałam o przeprowadzce. 

Wczoraj kolejny wypad na kawę z panem poznanym dzień wcześniej, bo akurat pewnie mu się palec osunął w prawo. Napisał pierwszy. Pogadaliśmy. Zaproponował kawę. Zgodziłam się. On się zdziwił bo chyba na początku to trzeba udawać, że pisanie nie wiadomo ile czasu jest fajne i takie no... fajne. 

Spędziłam naprawdę ciekawe/zabawne/nienudne 2 godziny. Czułam się super swobodnie przy nim. Fajne poczucie humoru, zaimponował mi tym, że biega maratony. Ja zaintrygowałam go tym, że zbieram winyle i mam gramofon. Cmok cmok w policzek, pa pa. I co? no i cisza. Klasycznie. Nie odezwał się. A że mam super ekstra szósty zmysł, to jestem na 99% pewna, że już się nie odezwie.

I teraz bardzo proszę Was o opinie. Co do cholery jest z tymi facetami? Dlaczego po JEDNYM spotkaniu, na którym ewidentnie nie brakowało tematów do rozmowy, urywany jest kontakt? Nie, nie jestem wielorybem. Nie, nie śmierdzę. Nie, nie wybuchła mi bomba na twarzy. Jestem wysoką (180cm), normalną dziewczyną. Moją pasją nie jest taniec z delfinami na lodzie i inne takie ekstremalne wybryki. Ale nie jestem  (chyba, bo zaczynam już w to wątpić) nudnym kapciem. Mam swoje zdanie, umiem dyskutować.

Nie wiem. Poważnie nie wiem. To nie jest pierwszy raz. Ostatnio był tez taki jeden, awangardowy wytatuowany pan z brodą, który ewidentnie gardził normalnością i pewnie dostał wysypki po jednym spotkaniu ze mną. Ale wczorajszy M. był naprawdę "normalny". Aż się prawie zachłysnęłam jego normalnością- z zachwytu oczywiście. Bo tak strasznie mi tego brakowało.

no i klops. Dlatego jutro wjeżdża bardzo mocny trening z moją trenerką. Poproszę ją o porządny wycisk. Pokuszę się o 50 kg w martwym.

Ćwiczyć zaczęłam na poczatku roku 2018. W tym momencie to jest jedyna rzecz, która sprawia, że mi się chce. Że chce mi się wstać z łóżka i poszurać tą nóżką do pracy.

Nie radzę sobie z samotnością. Hmm, może inaczej. Radzę. Ale nie chce już być sama. Umiem już być sama. Umiem zająć się sobą, jestem turbo niezależna. Dosłownie do porzygu niezależna. 

O! mała dygresja. Kiedyś spotkałam się z kolesiem, który na pierwszym spotkaniu zrobił mi dogłębną psychoanalizę, i gdyby nie to, że było zimno i mokro pewnie kazałby mi się położyć na asfalcie (bo akurat kozetki ze sobą nie zabrał). Pytania, jak się czuję, co czuję, co myślę sratata. Ale zadał mi jedno dobre pytanie. Zapytał się czy czuję się kobieco, na co ja odpowiedziałam szczerze, że NIE. On oczywiście zaczał zapewniać mnie, że jestem atrakcyjna, że cycki mam niezłe, a tyłek nieźle odstaje. A wtedy u mnie nastąpiło olśnienie. Ja nie czuję się niekobieco pod względem wyglądu. Ja czuję się niekobieco, ponieważ od ostatnich dwóch latach zapierdzielam ze wszystkim sama. Za wszystko jestem sama odpowiedzialna. Nie mam z kim dzielić tych codziennych problemów, nie mam w nikim oparcia (wiadomo, musimy rozdzielić wsparcie jakie otrzymujemy od przyjaciół i rodziny, a jakie gwarantuje nam druga połówka). Chce poczuć się w końcu kobieco: że  mój mężczyzna z uśmiechem na twarzy przyniesie za mnie zakupy z biedry, że weźmie ode mnie śrubokręt i naprawi mi szafkę, która się rozwaliła (wywaliłam ją w końcu bo nie umiałam jej skręcić), że zje tego przypalonego schabowego, który zacznę już tłuc w niedzielę z samego rana. 

Jutro po konsultacji z trenerką rozpiszę Wam jak wygląda mój obecny trening. Robię FBW 3 razy w tyg. 2 razy w tyg chodzę na zajęcia z rozciągania pod szpagat. Ostatnio dołożyłam również jeden trening w tyg- 30 min biegania lub godzinka na rowerku. 

Moje fitnesowe cele:

  • szpagat
  • robić martwy na coraz większych obciążeniach
  • podciągać się
  • stać na rękach

Mam 180 cm wzrostu i obecnie ważę 73 kg. Jutro zrobię pomiary na maszynie. Zobaczymy jak wygląda ilość tkanki tłuszczowej. Krata na brzuchu prawie jest, cztery kosteczki!

Bardzo chętnie podyskutuję na powyższy temat. Może macie jakieś rady, doświadczenia. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.