Jestem na wysokie temperatury odporna baaaardzo średnio. Dlatego lubię jesień, bo jest sporo słońca i nie ma upału. Na razie radzę sobie za pomocą dwóch wiatraków, ale nie pogardziłabym trzecim, oraz wody z lodem. Nalałam sobie do flakonika po hydrolacie z dzikiej lawendy (jakby nie była dzika, to by nie było efektów :)) przefiltrowaną wodę i spryskuję sobie twarz i ramiona dla ochłody. Pomaga. Fakt, że tylko na chwilę, więc dzienne takich dolewek do buteleczki jest sporo. Nie wiem dokładnie ile, ale sporo. I chwilowa ulga jest.
Odpuszczam gotowanie. Rano, tak około 6:00 można jeszcze wejść do kuchni i coś przyrządzić na śniadanie. Ale od 12:00 nie polecam się tam pojawiać - okna są od południa i chyba więcej nie trzeba w tym temacie wyjaśniać. Także oprócz treningów porzucam też przyrządzanie posiłków z diety. Od środy zamówiłam dietetyczny catering, niech mnie ratuje.
Mam tylko nadzieję, że będzie jadalny 😱