Po decyzji , że przystępuję do fazy odchudzanie , przyszedł czas na działanie . Moi rodzice bardzo sceptycznie podeszli do tematu, bo pamiętali , jak nie dalej niż kilka (5) miesięcy temu na diecie udało mi się wytrzymać tylko tydzień, w dodatku oszukiwałam i podjadałam.Później dziwiłam się czemu kilogramów nie ubywa i licznik na mojej wadze elektronicznej stoi w miejscu.Teraz wiem , że oszukując sama siebie wiele nie zwojuje .Rodzice chyba się przekonali , że nie żartuje, bo praktycznie wspierają mnie cały czas .Cały czas prócz pierwszego dnia , kiedy to mama postanowiła wystawić mnie na pokuszenie i przyniosła mi kawałek domowej szarlotki do pokoju( czego nigdy nie robi). Początkowo wzięłam od niej ciastko.Położyłam na biurku , usiadłam przy nim w wpatrywałam się w niego bijąc się z myślami. Po ok 3 minutach doszłam do wniosku , że od czegoś zacząć muszę , a ta szarlotka wcale nie jest taka pyszna (niestety jest). Wstałam więc i zaniosłam ją mamie. Popatrzyła na mnie z uznaniem , nic nie powiedziała. To było moje pierwsze większe zwycięstwo nad samą sobą. Raczej taka mała bitewka, można powiedzieć potyczka w wojnie , która będzie trwałą dopóki nie zejdę do 58 kg , czyli wagi , którą powinnam mieć wg. wskaźnika BMI i która pasuje do mojego, nie za wysokiego wzrostu. Mam pragnienie aby przed studniówką (15.02.2014) zobaczyć na wadze "6" . Myślę że jest to w moim zasięgu , a fakt posiadania najlepszej grupy wsparcia na ziemi tylko mnie motywuje.
Aktualnie jestem po okresie próbnym i myślę, że mój organizm przyzwyczaił się do nowych rygorów żywieniowych i przestaną być już dla mnie rygorami. Postaram się nie zawieść siebie! Pfff! NIE MOGĘ SIEBIE ZAWIEŚĆ. A teraz zrobię kilka brzuszków na dobry sen!
Ptysia1602
13 listopada 2013, 21:51Powodzenia :)