Przyznam Wam się w wielkiej tajemnicy, że nie mogłam się doczekać jutrzejszego ważenia i już dzisiaj rano wskoczyłam na wagę. Pokazywała 91.1 kg, więc tak strasznie już się cieszę na myśl, że pozbędę się niedługo tej felernej 9-tki z przodu. Śmieszne jak wszystko może się przewartościować - kiedyś zarzekałam się, że nigdy nie przekroczę 80 i było to dla mnie jakąś tragedią... a teraz cieszę się na myśl o ósemce, mimo że jest tylko środkiem do osiągnięcia celu, a nie jakąś wartością docelową.
Znowu czuję, że mój organizm powoli przestaje domagać się słodyczy. Regularne i syte posiłki taaaaak dużo dają, kurcze. Aż mi się chce działać. Osiągać kolejne cele. Wsiadać na rowerek. Gotować zdrowo. Niby "dopiero" 7 kilo za mną... z drugiej strony to AŻ 7 kg. Ponoć po twarzy już widać, że nie jest taka pucata aż. A sama widzę po brzuchu, chociaż najchętniej nigdy bym go nikomu nie pokazywała, to moja największa zmora. No nic, pogoda ładna, na rowerek marsz!
CookiesCake
7 kwietnia 2016, 19:14Ja skakałam ze szczęścia jak się pożegnałam z 9 z przodu :D
karciaa454
7 kwietnia 2016, 19:01Jak czytam twój wpis to mi się jeszcze bardziej chce odchudzać:))) Gratuluję:* I ja też czekam na 8 z przodu.... Ja dopiero 2 dzień dietki:) pozdrawiam:)
radiowa
7 kwietnia 2016, 18:12gratuluję spadku!:)) i ja czekam na tę upragnioną 8, a zarzekałam się, że już nigdy więcej nie osiągnę 90+. no cóż, uczymy się na błędach. więc trzymam kciuki, dasz radę, powodzenia!:)