Niedobrze sie dzieje. Od mniej wiecej trzech tygodni dokuczal mi bol kolan, ktory ignorowalam - az do poniedzialku. W srodku mojego treningu na silowni bol byl tak duzy, ze nie moglam ustac na nogach, doslownie. Jakos dojechalam rowerem do domu, zadzwonilam do lekarza (wierzcie albo nie, w Anglii, albo przynajmniej na Isle of Man nie ma czegos takiego, jak prywatna wizyta u lekarza, tylko panstwowo) i okazalo sie, ze na wizyte musze czekac dwa tygodnie. Wiec pojechalam do szpitala, po godzinie czekania przyjela mnie pani doktor, ktora po kilku poruszeniach moimi obydwiema nogami stwierdzila nadwyrezone wiezadla. Nie wolno mi robic zadnego cardio, przy wysilku musze nosic opaski na kolana i ledwo chodze, a jak juz chodze to boli.
Nadal jezdze rowerem do pracy, bo jakos przemieszczac sie przeciez musze, a na najlzejszej przerzutce jakos jestem w stanie to przetrzymac (wczesniej nigdy nie uzywalam niskich przerzutek, nigdy). Chce zaczac chodzic na basen, moze dwa razy w tygodniu? I planuje powrot na silownie, ale do stepera zblizac sie nie bede. Czas odkryc nieznane dla mnie do tej pory cwiczenia silowe na gorne partie ciala.
Chyba nie musze dodawac, ze przez ostatnie 4 dni dieta byla tragiczna. Ale przeciez sobie obiecalam, ze tym razem sie nie poddam, wiec pomimo kontuzji i chwilowego zalamania, od jutra znowu biore sie za siebie. Tak skutecznie, jak tylko moge z dwoma niesprawnymi kolanami.
A teraz rozpisze sobie jadlospis na najblizszy tydzien - 1200 kcal, podobno tyle jest dozwolone, by zrzucic 1kg w tydzien sama dieta. Zobaczymy...