No i wyszło szydło (ups!) z wora. Motywacja pod krechą. Zaczynamy od nowa, nie rezygnujmy po pierwszych niepowodzeniach. Na jutro się przygotować i do boju, a co. Postaraj się kobieto, zrób to dla współwczasowiczów, jeśli nie dla siebie. Choć prawdę mówiąc - w tym wieku, kto jeszcze patrzy i się dziwi? Chyba już nikt.
W niedzielę kłopocik, utknęliśmy na działce, a tu jeno resztki z sobotniego grilla, brokułek, chude piersi zagrodowe, papryczka, cukinka, wszystko elegancko podgrillowane a chrupiąco. Kapka oliwy, tortille z mąki owsianej i sos jogurtowy z czosnkiem... 600 kalorii...
Wczoraj przyjaciel z dalekiego Gdańska zawitał. Późna kolacja, a że coś trzeba było naszykować na szybko - kluchy z mocno bazyliowym pomidorowym sosem. Świeże to wszystko, młoda cukinka, cebula cukrowa do łez, pomidory pachnące, krzaczek świeżej bazylii, na koniec krótkiego grzania trochę czosnku, kurczak zgrillowany w niedzielę na rzecz diety... i pod kieliszek białego wina... 600 kalorii.
Dziś lunch z gościem z Hiszpanii, skromnie, pomyślałam, wezmę chłodniczek. Skubnę tylko pierożka z jagodami... 600 kalorii.
Ok. Już więcej grzechów nie pamiętam z ostatnich kilku dni. Za wszystkie szczerze bym żałowała, gdyby nie to lato, świeże jagody, obfite pomidory, jajka z sąsiadowego wolnego wybiegu, rany, czemu to takie trudne jest!
Fakt, nie dałam się teściowej kochanej - oparłam się bezwstydnym kluchom z jagodami, ciastu drożdżowemu, bułeczkom, lodom, ciastkom i innym takim. I co? Nic. Obfitam nadal jest.