Fatalna, nieprzespana noc. Dziec zaopatrza się w kolejne zęby. Mieliśmy mały dramat. Wczoraj udało się pilnować diety, udało się pospacerować w szybszym tempie (miał być bieg, ale po zwichnętej kostce nawet ten spacer kosztuje mnie wiele bólu). Jak znajdę chwilę zgłoszę się gdzie trzeba i może uda się to naprawić.
Wczoraj też zauważyłam, że w obecnej pracy pilnowanie godzin posiłków nie będzie najłatwiejsze. Spotkanie z dostwcą się przeciągnęło i na garstce orzeszków musiałam ciągnąć ponad 4 godziny. Ssało, prawie bolało. Później musiałam zmienić opony w autku i obiad zamiast o 16.30 (co dla mnie i tak nie jest realne, bo o tej godzinie wchodzę do domu, a gdzie jeszcze gotowanie) zjadłam prawie 1,5 godziny później. Póki co jeszcze nie wątpię. Poczekam do pierwszego pełnotygodniowego pomiaru. Mam nadzieję, że te rozjazdy z godzinami posiłków nie wpłyną znacząco na efekty.
Oczy na zapałki.