Witam :)
Zastanawiające. Jem praktycznie normalnie, ćwiczę o wiele mniej (wciąż codziennie ale nie tak intensywnie), a na wadze każdego dnia mniej.
Kiedy się objadałam i mordowałam ćwiczeniami, to tyłam.
Dieta, dieta i jeszcze raz dieta.
W końcu zaczynam zdrowo podchodzić do tematu odżywiania i ćwiczeń.
Recepta? UMIAR! Zarówno w jedzeniu, jak i w ćwiczeniach. Nie można przesadzać w żadną stronę.
Czuję się dużo lżej i pewniej. Z moimi 86kg czułam się nieatrakcyjna, zaniedbana i wstyd mi było za siebie. Jak spadłam do 64kg czułam się naprawdę fajnie i swobodnie. Teraz wrócę do 64kg lada moment, a potem do 58. Jestem o tym przekonana. Jak sobie przypomnę to uczucie tolerancji do samej siebie, to aż mi się ciepło na sercu robi. Już niedługo. Osiągnę to, na co tak ciężko pracowałam. Zgubiłam gdzieś po drodze tę motywację. Przytyłam 5 kg. Ok. Ja to akceptuję. Czasu nie cofnę. Ale mogę powrócić do tego UMIARU i osiągnąć satysfakcjonującą mnie sylwetkę...
Pozdrawiam
dagmara_victoria
2 lipca 2013, 10:22Dobrze, że sobie o tym przypomniałaś - o umiarze i akceptacji - to klucz do sukcesu. :)
freaksme
1 lipca 2013, 21:14po stokroć się zgadzam z opinią -umiar przede wszystkim. Choć w moim przypadku jest wręcz odwrotnie, jak zaczęłam więcej jeść zaczęłam chudnąć, pewnie za mało jadłam jak na moją dużą aktywność fizyczna. Powodzenia w akceptowaniu samej siebie, bo to jest najważniejsze
Invisible2
1 lipca 2013, 16:08Wspaniałe myślenie, pozazdrościć. A z tym umiarem racja w 100%. Powodzenia ! :)
Pereucia
1 lipca 2013, 15:50No i świetne podejście - każda z nas powinna takie mieć :)