To trochę dobrze i troszkę źle.
Dobrze, bo w pracy nie mam czasu i możliwości podjadać, obżerać się i jakoś tak łatwiej jest się kontrolować. Po pracy nie ma czasu w ogóle: szybko obiad (wszyscy wracamy mniej więcej o jednej porze), półgodzinki na kawkę i złapanie oddechu. Troszkę posprzątać, lekcje i biegiem na fitness. Masakra. Wracam, a mąż z dziećmi po kolacji. I już mnie nie kuszą i nie jem... :-)
Troszkę źle, bo jednak to jest czas dla rodzinki. Spacerki, odpoczynek... no ale niestety, troszkę inaczej się je. Niestety w weekendy troszkę sobie odpuszczam dietę. Nie jem słodyczy w ogóle, ale najadam się bardziej do syta i jakoś tak cały czas jestem "pełna".
Może dlatego też łatwiej mi troszkę znieść tygodniowy rygor?
Waga leci w dół, więc nie ma co się rozczulać. Tak mi dobrze i niech tak zostanie.
Pozdrowionka ;-)
kirshandra
23 lutego 2015, 19:00Też tak mam ... jak jestem w pracy to spoko ... a w domu małpiego rozumu dostaję ;D oczami bym jadła... hihi Pozdrawiam