Tak w sumie czasami tu wpadam. Głównie dla siebie, bo nie przesiaduję tutaj 24 na dobę, co mnie bardzo cieszy. I nie potrzebuję vitalii do tego by było dobrze.
Dziś, po tygodniu wskoczyłam na wagę, tak sobie myślałam, że może spadło mi z 0,3 kg, a tutaj zobaczyłam: 59, 4 kg (-0,9) ! Pożegnałam sześćdziesiąt, przywitałam pięćdziesiąt, nawet się nie spodziewałam.
Tęsknię za siłownią strasznie, ale niestety nie mam czasu na nią. Mam mnóstwo zajęć na uczelni gdzie spędzam praktycznie całe dnie. A w piątek jestem taka mega szczęśliwa, że nareszcie mogę się wyspać.
Nadal się nie objadam, jem wszystko, w mniejszych ilościach. Wiadomo- czasem zjem więcej, czasem mniej. Jem w miarę regularnie i często, bo jak się jest na nogach od świtu to jeść trzeba. Zresztą jeść trzeba też dlatego, że jest dużo stresu,latania po mieście, nauki a mózg musi mieć energię. Na uczelni a to zjem sobie ciemną bułkę z masłem, wędliną/ serem / serkiem, a to jabłko, a to soku wypiję, coś słodkiego przekąszę.. ; )
W końcu przekonałam się, że nie trzeba wywracać życia do góry nogami, mówić wszystkim o diecie / że tego nie zjem, bo za tłuste / głodzić się / odmawiać sobie / odstawiać wielu rzeczy, by schudnąć ; )