Ku mojemu zaskoczeniu dzisiaj 1480 kcali. Oby tak codziennie. Mimo to przy ćwiczeniach tak nieprzyjemnie czuje się to jedzenie. Czyżby jeszcze za tłusto?
Nie zjadlam kolacji, bo troche sie wystraszylam wspolokatora - klocil sie glosno z dziewczyna. Ale tak to nie bylam glodna i tak.
Cwiczylam dzis. Nie moge sie doczekac weekendu, zeby isc pobiegac na dluzsza trasę, i isc tez na basen.
Zaczęłam także prowadzić spotkania twarzą w twarz z wagą - i to pomaga, na takie lekkie wymówki w stylu : "przecież jak już powiedziałam, że chudnę to chudnę" lub "trochę poćwiczę, to mogę zjeść coś bo przecież i tak schudnę", "ten kilogram to już prawie się zamyka w tą stronę co chcę" oraz "no jestem w fazie chudnięcia, ale jeszcze nie widać" . Otóż spojrzenie w oko wagi, mówi mi jak bardzo się mylę, stosując takie wymówki. Waga się nie rusza, nawet nie mrugnie. Trzeba się nieźle nastarać, żeby była mniej poważna i trochę porozumiewawczo do nas mrugnęła w lewą stronę. Mówiąc, że start w spadaniu kilogramów, już się zaczął. Przede wszystkim szczerość i to tzw. czyste jedzenie. Albo zdrowe. Bo nie smakuje mi to co gotuję, to jest dla mnie smutna sprawa. ALe no jak się sobie gotuje to w sumie obojętne. Chociaż , trzeba szanować siebie, jak to tak na całe życie ma zostać. Ale z drugiej strony student nie do końca ma czas.
Mam teraz dużo zajęć i boję się iść do pracy:/