Baaaardzo długo mnie tu nie było... Oj, aż wstyd... Na szczęście (choć nie wiem, jak to się stało) moja waga stoi w miejscu, z lekkimi wahaniami, ale to akurat jest normalne. Może dlatego, że regularnie biegam (bo dietą niestety nie grzeszę). No i nabrałam chętki na zgubienie kolejnych partii kilogramów... Potrzebuję regularnej motywacji. Inaczej wiem, że może być kiepsko, bo próbuję zrobić ten kolejny krok już od jakiegoś czasu. Za 6 tygodni wyjeżdżam na wakacje. Takie z morzem, plażą, itd, więc wiadomo czym to pachnie :) Takie rzeczy zawsze motywują :) Choć mam na uwadze, że to jest tylko zachęta do powrotu na obraną drogę...
To co mi pomogło zrzucić pierwszą partię sadełka (a zaczynałam z wagą 93 kg) to bardziej słuchanie siebie i swojego ciała, a nie przechodzenie na dietę. Dieta działa na mnie jak płachta na byka. Teraz już nauczyłam się, że dla mnie osobiście, każda restrykcja to wieczorna i obfita wizyta w lodówce. Nie jestem w stanie tego zmienić, a teraz już nawet nie chcę. Byłam też na diecie białkowej, ale skończyło się to piaskiem w nerkach, więc też podziękuję. Jedyna dla mnie dobra zasada to nie jeść kolacji po 20. Cała reszta, łącznie ze słodyczami, jest do negocjacji. Kurcze, nawet teraz jak to piszę, to mam poczucie, że nie jest to łatwa sprawa, ale no cóż... Skoro udało mi się raz, to uda się ponownie... :)A pierwszym krokiem milowym jest 15.09 z wagą -3, -4 kg :) Taki mam cel!