Wczoraj kolejne potknięcie. Okazuje się, że nie wyleciało mi jeszcze z głowy wieczorne nagradzanie się jedzeniem za trudy minionego dnia. A wczoraj naprawdę był jeden z tych dni, które można uznać za pracowite, kiedy nie ma się czasu spojrzeć w lustro, już nie mówiąc o wypiciu w spokoju herbaty. Dawno już tak nie miałam. I jak wróciłam wieczorem do domu, ledwo żywa ze zmęczenia, jedyne co mi przychodziło do głowy, to jak najszybciej zjeść cokolwiek. Dobiło mnie jeszcze to, że dostałam zlecenie dokupienia chleba (bo zabrakło) i chlebek i bułeczki były praktycznie prosto z pieca.. chrupiące i pachnące... no i poszło :) Na swoją obronę mam wczorajszy prawie dwugodzinny spacer z psem. Poza tym mimo tych potknięć ubrania wyraźnie są luźniejsze.
Nie załamało mnie to, choć dzisiaj obudziłam się ze znajomym ciężarem w żołądku. Po prostu, to już przeszłość, dzisiaj jest nowy dzień i trzeba spróbować znowu :)
malinkapoziomka
17 stycznia 2013, 14:56każde potknięcie, które sobie uświadamiamy prowadzi nas ku lepszemu i uczy żeby tych błędów nie ponawiać. Trzymaj się, będzie dobrze! pzdr!