Dzisiejszą notkę poświęcę czasowi, który większość osób wyznacza sobie do osiągnięcia celu jakim jest wymarzona masa ciała czy ogólny stan wizualny sylwetki. Dodam, że zwykle jest to czas z tych ekspresowych;)
Sama nie wyznaczam ram czasowych. Dlaczego?
Pomyśli ktoś, że tych ram nie mam by się „opierdzielać” i żreć nie wiadomo co, a później stwierdzić, że przecież mam czas. Chodzi bardziej o to, że lubię się znajdować w sytuacji psychicznie komfortowej dla mnie . Same/ sami dobrze wiecie jakie jest rozczarowanie w momencie gdy w wyznaczonym czasie pomimo wysiłków stajesz na wagę, a tam nie to czego się spodziewałaś/eś. Ja mam furtkę w postaci mojego luzu czasowego, waga nie jest w stanie mnie rozczarować. Rozczarować może mnie jedyne poddanie się i powrót do chipsów i piwa i tej codzienności przepełnionej węglowodanami. Dana masa ciała nie jest dla mnie celem tak jak pisałam na początku, bardziej się skupiłam na procentowym udziale tkanki tłuszczowej. W marcu gdy zaczynałam zmieniać moje nawyki bf na poziomie 33%, obecnie 29% ,oto mój mały sukces. Oczywiście fajnie widzieć, że na wadzę coś się ruszyło ale przecież na co dzień nie mam przyklejonej tej liczby na czole ( dlatego śmieszą mnie tematy na forum pt. „na ile kg wyglądam”:P).
Kolejnym plusem jaki widzę w tym, że nie pędzę na łeb na szyje to stan mojej skóry. Mam więcej czasu by się nią zaopiekować J
Teraz coś o tzw. Motywacji. Niektórzy czas traktują jako coś co ich motywuje. Odliczają tygodnie, dni i godziny do końca. To jestem w stanie zrozumieć , ale co się stanie po tym określonym czasie? Załóżmy osiągamy określoną sylwetkę i co wtedy? Czyżby już nie było motywacji? Wtedy zwykle zauważalne jest jojo, bo już przecież mogę, bo czas diety się skończył i hulaj” brzusia” , piekła nie ma. A co na to nasz organizm? Przy wcześniejszej radykalnej diecie z dużymi ograniczeniami nasz organizm dostaje bomby kaloryczne, których kilka miesięcy nie dostawał więc apetyt na nie jest ogromny, ilości dużo większe niż gdybyśmy w czasie naszej zmiany czasami pozwalali na małe przyjemności. Dlatego mi daleko od radykalności, pozwalam sobie na małe grzeszki ale w rozsądnych ilościach i raz na jakiś czas.
Moje podejście do tego procesu wynika z błędów popełnionych kilka lat wcześniej. Jako dziecko, a później nastolatka byłam zawsze pulchnym stworzonkiem, ale jako że mogę się pochwalić dość wysokim wzrostem nie było wielkiej tragedii ( tak mi się wydawało). W końcu w 3 klasie LO dobijając do wagi 89 kg zafiksowałam się na odchudzanie. Najlepsze było to, że wtedy od 3 lat byłam wegetarianką, a moja waga wynikała z częstego błędu początkujących wege czyli rekompensowaniu sobie białka węglowodanami. Wtedy obrałam najgorszą z możliwych dróg – dieta pt. prawie nić nie jem i do wakacji super sylwetka. W przeciągu 8 miesięcy dobiłam do ok. 56 kg i wyglądałam jak tyczka z płaskodupiem za przeproszeniem. Wiadomo, że całe życie nie da się jeść 500 kcal dziennie więc po latach dobiłam znowu do 85,9 kg. Najlepiej czułam się z wagą 65-67 kg, dlatego taką wagę ustawiłam na pasku, co jednak jest tylko przewidywaniem, bo być może cele ulegną zmianie. Chciałabym mieć 23-25% tkanki tłuszczowej.
Wiem, że moje podejście do utraty wagi jest dość liberalne i nie każdy się odnajdzie w tym. Ja nie traktuję tego jako diety, tylko traktuje zmiany jako takie z którymi będę żyła do końca swych dni ;)
Miłego wieczoru
MrsShout
21 sierpnia 2014, 21:32Kurczę zazdroszczę Ci podejścia, serio. Ja np. mam taką jedną swoją datę (20stka), do której chciałabym ważyć 64 kg i to mnie motywuje. Ale nie podchodzę do tego strasznie poważnie, jak się uda to fajnie, jak nie to będę walczyć dalej. Często myślę co będzie potem, gdy zobaczę już tą 5 z przodu... możliwe, że nie będę do końca zadowolona i zacznę modelować ciało, ale jeśli nawet z 6 z przodu będę zadowolona ze swojego ciała to nie będę ślepo dążyć do tej 5, bo to bez sensu. No ale tak czy inaczej sporo jeszcze przede mną, zdrowe nawyki wprowadzam na stałe, więc mam nadzieję, że z utrzymaniem upragnionej sylwetki nie będzie problemu :)
Wiolowa
21 sierpnia 2014, 23:31trzymam kciuki i o ile nie zwątpi się samemu w sens to każda z nas dojdzie do celu :)