Cześć!
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć moją wagową historię ;) tak każdy mentalny "grubasek" chyba taką historię posiada ;)
Wartobyłoby zacząć od początku ;) Już jako dziecko byłam "pączusiem". Określenia typu Kasia grubasia, były dla mnie codziennością, ale jednak zawsze podświadomie zadawałam sobie pytanie "jakby to byłó być normalną, szczupłą osobą". Pamiętam jak w 6 klasie podstatówki postanowiłam wziąć się za siebie i założyłam pudełeczko z zapiskami co jem, ile waże i o moich postępach. Zaczęłam wteydy nawet biegać, ale jak się domyślacie nic nie skutkowało. Dlaczego? Dlatego że byłam dzieciakiem, a moja wiedza na temat żywienia była zerowa. Wtedy uważałam że chleb jest zrowy i nie tuczący tak samo jak np. kakao typu nesquik czy herbatniki, aha i paluchy pszenne z serem zapomniałabym :) Dzisiaj się z tego śmieję, chociaż chyba nie ma z czego ;)
W gimnazjum też próbowałam schudnąć ale nigdy mi to nie wychodziło, dopiero jak w liceum zamieszkałam sama potrafiłam wziąć się za siebie naprawdę, bo kupowałam tylko to co mogłam jeść, nie miałam w pobliżu słodyczy i nie musiałam patrzeć jak domownicy jedzą pysznego schabowego z ziemniakami a ja muszę zadowolić się innymi dietetycznymi rzeczami. I tak od września do lutego schudłam z 67 kg do 53 kg, czyli równo 14 kg. Największym motywatorem była studniówka, chciałam wyglądać na niej zjawiskowo, i tak się czułam :) Mimo tego, że nie żałuję tamtego czasu to muszę się wam przyznać że tamta dieta to była istna głodówka, a ja byłam tak zawzięta, że w ciągu tego czasu zdarzyło się może 2, 3 razy zjeść więcej niż normalnie! Nie zmienia to faktu że własnie wtedy czułam się jak milion dolarów, stałam się pewniejsza siebie, częściej się uśmiechałam i nie bałam się tak świata. Po studniówce zaczęłam ostro myśleć o maturze i co...? zaczęłam wpadać w żywieniowe huśtawki. Kompulsy, to słowo, wróg każdego kto ciągle zmaga się z kilogramami i z próbą akceptacji siebie. Potrafiłam, (w sumie to potrafię), 2 dni być na diecie, po czym wpadam w szał i zaczynam jeść aż do takiego momentu gdzie ból brzucha nie pozwala mi wstać z łóżka, czuję się wtedy fatalnie i jeszcze bardziej nienawidzę siebie. I takim sposobem z 53 kg, na I roku studiów dobiłam do 62 kg. W tym roku zaczęłam odchudzać się racjonalniej. Zdrowe, urozmaicone posiłki, o regularnych porach do tego umiarkowany ruch. Dzisiaj ważę ok 56 kg ( z porywami do 55 lub 58 ;) ) ale waga jest dość stabilna.
Kompulsy są nadal, ale po nich potrafię wziąć się w garść i iść dalej. Jestem wiecznie na diecie, ale tak już chyba musi być. A być może ta moja wieczna dieta to po prostu zdrowy styl życia? ;)
2013 ok. 56 kg
Moim obecnym celem jest przede wszystkim dojście do wagi 53 kg oraz jej utrzymanie. Najważniejsze jednak dla mnie to normalne podejście do kwestii odżywiania, brak kompulsów oraz zbilansowana zdrowa dieta :)