Od wagi dostaję nerwicy! Raz jest mniej, raz więcej. Mam już to gdzieś. Nie ogarniam. Pilnuję kalorii, ćwiczę, 8-godzinna też nadal, piję wodę. I po wielkim obżarstwie weekendowym było mniej niż dzisiaj rano. Wkurzona na maksa jestem. Chyba zrobię sobie jakiś odwyk od wagi, bo nie zdzierżę! Co prawda - wyglądam jakoś inaczej, talia jest i ramiona nie falbankują, ale ja jestem ta, co na wadze się opiera... ech. Detoks od wagi.. a może i detoks dla organizmu zrobię? Przemyślę.
Menu:
ciasto czekoladowe 600 kcal (jestem głupkiem!)
pulpet 300 kcal
ziemniaki odsmażane 100 kcal
jajko sadzone 100 kcal
mięso 400 kcal
ziemniak 70 kcal
musztarda 30 kcal
płaski chlebek 60 kcal
3 kromki chrupkiego pieczywa sezamowego 120 kcal
papryka 20 kcal
mleko z jogurtem 80 kcal
shake jogurtowy 200 kcal
marchewka i kilka paluszków 80 kcal
RAZEM: 2160 kcal
Edit: dziś jestem non-stop głodna. Nie wiem dlaczego.
Z grzechów to jeszcze Pepsi Max.
Buziaki :*