Już od jutra mój organizm będzie wystawiony na trening silnej woli, ponieważ zjeżdża się rodzinka. Ciasta, sałatki na bazie makaronów i majonezu, chrupki i inne zakazane mi rzeczy prosto przed moim nosem. Jestem zadowolona z tego, że największa dawka rodzinnego ciepła przybędzie, gdy będę już z powrotem w szkole, w bezpiecznych murach bez pokusy. Tu nawet nie chodzi o to, że boję się że jak coś zjem to przytyje, otóż nie, jestem uzależniona od jedzenia. Jem nawet jeśli to mi nie jest potrzebne, jem do stopnia aż będę przejedzona. Chodzę na terapię i jestem zadowolona z efektów, mój chłopak jako, że nie jest na diecie by schudnąć, a żeby polepszyć sobie masę mięśniową może jeść czasami ciastka lub ciasta (on bardzo lubi słodycze), to jeśli je je to nie czuje potrzeby jedzenia ich. Więc trening zacznijmy, ale wiem że będę jeszcze szczęśliwsza jeśli się nie połaszę na to jedzonko. Co mi z krótkiej radości spożywania, jeśli później będę zła i smutna?
Jak się dziś okazało odwołali nam próby, więc siedzę ćwiczę w domu i się nudzę. Zaczęłam wyzwanie 100 książek w ciągu roku, choć uważam, że spokojnie dam rade. Póki co przeczytałam 9 książek więc jest dobrze. Trzeba mieć jakieś zajęcie, przecież nie samą dietą człowiek żyje.
Jutro ważenie jestem ciekawa efektów tego tygodnia!
Buziaki!
Weronika
Angelofdeath
2 lutego 2019, 06:40Nie daj sie ! Daj znac jak tam z wagą. Pozdrawiam
WeronikaDiary
2 lutego 2019, 16:15-1.2 kg! Jestem mega zadowolona. Również pozdrawiam!
kokoscola
2 lutego 2019, 05:41Masz całkowitą rację, to szczęście trwa krótki moment, a późniejsze rozczarowanie sobą jest bardzo demotywujące. Super pomysł z wyzwaniem książkowym :)
WeronikaDiary
2 lutego 2019, 16:16świetny sposób na zabicie wolnego czasu, przynajmniej z telefonu mniej korzystam