Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
zakopac przeszlosc


Tak trzeba.......ostatnie dni...........byly jak pobudka.......oblanie zimną wodą( ale nie chodzi o dyngusa).
To mi bylo potrzebne. Bardzo. Patrze na siebie i mowie bedzie dobrze, bedzie ok, jest nadzieja na przyszlosc. Mowi sie- co cie nie zniszczy to cie wzmocni. To idealnie oddaje moja sytuacje. A kiedys w ta nie wierzylam.
Trzeba siegnac dna by sie wybic. ale zaczne od poczatku.
First byla wpadka. Rodzice zaufali mi ze wytrzymam. Nakryli mnie. Znowu. Ale tym razem bylo gorzej, na goracym uczynku....Rozmowa byla straszna, jeszcze wtracil sie ojciec. On mnie zawsze barziej rozumial. Ale i tak przyjemnie nie bylo.....Czulam TAKI wstyd....masakra.! Jak ostatnia idiotka! Plakalam i krzyczalam....niewiele pamietam.....
Ale to nie koniec. To byl pikus. Krystian. Przyjechal. I jeszcze jest. Gra tera w noge....Co sie z nim stalo..Zmienil sie jak....ja go NIE poznaje. To nie on.
Arogancki, wredny, nerwowy, nie czuly...zero wrazliwosci....nie raz czy dwa odrobine jej okazal. Jeszcze moze w nim tkwi odrobina czlowieka. Potrafil mnie uderzyc...nie raz....az siniaka mam....Nie interesuje go zbytnio. Dogryza, juz nie prawi komplementow. Zawiodlam sie na nim. Wierzylam...no wlasnie w co??
Co najwyzej moge byc jego kumpela. Ale tylko gdy okaze z laski swojej inicjatywy choc troche. Ja juz do niego zupelnie nic nie czuje. No troche go lubie ale....To nie jest ta sama osoba. Jeszcze mi sie nie zdazylo tak w mig odkochac sie...zawsze mialam z tym problem a tu prosze.
Oczywiscie chcialabym byc z tym dawnym Krisem ale jakos specjalnie nie zaluje. Jaka zmiana. Doszlam do wniosku ze nie zasluguje na mnie. Niech sie wypcha tym swoim ego! I ciesze sie... Jest mi on juz obojetny....myslalam ze bede tylko lzy wycierac....no  mialam chwile zalamania .....ile trwala..??/ z 4 godz moze. Poczulam sie jak zero. Ucieklam z domu....siedze i mysle do czego wracac....
Potem jeszcze stara zaczela sie rzucac...to mnie dobilo
Z dobrych wiadomosci
w przeciwienstwie do rodziny schudlam w te swieta. Widze to choc nie wazylam sie jeszcze. Z ud 1 cm, talii i bioder tez....super
Malo jadlam...nie chcialam pewnie dlatego
Nastepna to ze od wpadki Nie wymiotowalam> gites nie wiem jak mi sie udalo, patrze na te ciasta i hmmm i nic.
 A chca mnie wziac do psychologa...chyba bez niego sie nie da.
I spedzilam fajne chwile z rodzina....a dyngus byl extra ja calutka mokra, a do tego cale lozka, podloga, sufit, rodzina, sciany nawet pies...normalnie plywalismy..heheh
A rodzina od razu zauwazyla zmiane. Tera za chudzielca uchodze....Kolezanki tez nie moga sie nadziwic jak ja to zrobilam
I najwazniejsze...znowu JESTEM soba. I mam motywacje! Wszystko wytrzymam.
Dzis
6.30 owsianka
11.30 jablko
15.00 ktupnik, golobek, ziemniaki
17.30 pomidor, kiszona kapusta

Oj ale sie rozpisalam.
Mam nadzieje ze zachce wam sie to czytac
Na koniec chce dodac ze bardzo mi brakuje moich drogich dziewczyn. Halo Zyjecie?? odezwijci sie

  • Kiniiaa

    Kiniiaa

    17 kwietnia 2009, 18:48

    palant jak nic. dobrze ze sie nie przejmujesz i idziesz dalej. mała strata. powodzenia. :)) zazdroszcze figurki .

  • tlusta18

    tlusta18

    16 kwietnia 2009, 14:33

    zazdroszcze Ci takiej figury:) napisalam zeby sie skontaktowac z Toba to bedzie razniej wiec pisze;D radzisz sobie jakos z tym problemem?

  • Feli.z

    Feli.z

    15 kwietnia 2009, 22:21

    Najgorzej było na początku. Nie pomagało nic. Myśl, że jestem ładna, zdolna, nie powinnam tak życia marnować nad kiblem... Nic. Aż doszłam do wniosku, że chyba trza skończyć na jakiś czas te diety, wyjść z bulimii i dopiero zacząć od zera. Efekty widać na moim pasku, ale jednak nie żałuję. Z początku trudno było pokonać myśl, że przytyję po tej kanapce, której "nie powinnam" jeść, jednak później udało mi się to pokonać, zaczęłam jeść normalnie, fakt, czasem sobie zbyt dużo pozwalałam :) ale znikły wyrzuty. Teraz mogę zacząć na nowo :)

  • Feli.z

    Feli.z

    15 kwietnia 2009, 20:58

    Żyjemy :) Znaczy mówię za siebie :) Wiem, co to bulimia, wiem jak się człowiek wtedy czuje. Długi czas już nie wymiotowałam, ale jakiś tydzień temu znów to zrobiłam... Myślę jednak, że sama dobrze sobie poradziłam/radzę z chorobą, nikt o niej nie wie, ale to może i lepiej... Mam nadzieję, że Ty już niedługo też z tym skończysz ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.