Naprawdę nie dam rady bez solidnej motywacji. Zbyt przywykłam do jedzenia w biegu, kupowania byle batonika, byle coli, byle się najeść. Muszę schudnąć.
To będzie post typowo motywacyjny. A więc:
CZEMU POWINNAM SCHUDNĄĆ?
-Bo jestem zagrożona nadciśnieniem i innymi powikłaniami nadwagi (genetycznie, połowa mojej rodziny musi brać multum leków na jakieś takie schorzenia)
-Bo nie mogę się ubrać w standardowej sieciówce. Dobra, i tak ubieram się po lumpeksach i bazarach (nie lubię wyglądać jak pół ulicy) ale fajnie byłoby nie martwić się, że w co drugim ciuchu wyglądam jak szynka w siatce.
-Bo mam gorszą kondycję niż kilka lat temu. Owszem, w końcu wstałam z kanapy i biegam, coś robię, dużo spaceruję ale prawidłowa waga ułatwi mi nie dostawanie zadyszki po wejściu na 5 piętro.
-Bo lepiej czuję się ze sobą, gdy jestem szczuplejsza.
So.... Walczę, od teraz D: Znowu. Ale dam radę. Tym razem na pewno.
Każde moje odchudzanie było oparte na nienawiści do siebie i to ona mnie motywowała. Teraz czuję się ze sobą dobrze, mam wysoką samoocenę. Akceptuję to, jak wyglądam. I wszystko co robię, robię dla siebie. Ciekawe co z tego wyjdzie.
Ave motywacja!