hej! ;) nie pisałam przez weekend ponieważ trochę rzeczy się wydarzyło i po prostu nie miałam czasu aby usiąść i spokojnie coś napisać. Poza tym dopadła mnie jelitówka i moją dietę szlag trafił bo nie mogę nic jeść (przez weekend zjadłam tyle co nic) mam cały czas biegunkę i wymioty Jakoś przeżyję chyba :)
A teraz to co obiecałam wcześniej - Czyli jak schudłam 40 kg bez diety i bez ćwiczeń? Ok wszystko od początku...
Zawsze należałam do osób bardziej przy kości co lubią sobie dobrze zjeść, moim marzeniem zawsze odkąd pamiętam to była szczupła, zgrabna sylwetka. Jakoś nigdy jednak nie mogłam się przełamać, zaprzeć i zrzucić zbędne kilogramy. Poszłam kiedyś z moim byłym już teraz chłopakiem na siłownię i tam była waga - Myślałam, że jak się zważę to jak zwykle zobaczę ok max 75 kg... Tamtym razem zobaczyłam 88! Popłakałam się i to był kluczowy moment w moim życiu! Czułam się jak najgrubsza, najobrzydliwsza osoba na świecie - zewsząd słyszałam nagle głupie komentarze itd... To było straszne... Tego co wtedy przechodziłam nie zrozumie każdy, zrozumie tylko ten co przechodził to samo.
Oglądałam któregoś pięknego dnia 'Rozmowy w toku' odcinek dotyczył bulimii, anoreksji i ogólnie zaburzeń odżywiania. Oglądałam i słuchałam tych dziewczyn: 'Ja nie byłam nigdy na diecie' 'Jem co chce i ile chce a i tak jestem szczupła' 'To nic takiego'... Pomyślałam, że czemu by nie spróbować? Skoro one są ładne, szczęśliwe i to bez wysiłku w sumie? Zaczęłam po każdym jedzeniu wymiotować... Kilogramy leciały, później zaczęłam coraz mniej jeść aż nadszedł taki moment, że nim się obejrzałam cierpiałam na anoreksję bulimiczną... Czyli nic nie jesz a jak zjesz np suchą bułkę to i tak wymiotujesz... Miałam po wszystkim co zjadłam wyrzuty sumienia. Organizm sam zaczął odrzucać pokarm i chcąc nie chcąc byłam chora. Chora, ale i najbardziej szczęśliwa na świecie bo w końcu schudłam...
Czy chciałam przestać? Nie. To wszystko trwało 1,5 roku i było mi z tym dobrze... To była moja codzienność - jedzenie i wc, jedzenie i wc... Wymiotowałam wszędzie, po wszystkim i miałam takie sposoby aby to ukryć przed bliskimi/w pracy itd, że aż podziwiam swoją kreatywność teraz... Nie przestałabym pewnie nigdy gdyby nie mój narzeczony (teraz już mąż). Gdy się poznaliśmy powiedziałam mu o mojej 'przyjaciółce - chorobie', nie przejął się bo nie wiedział tak naprawdę co to oznacza... przejął się po około 3 miesiącach gdy poszłam zwymiotować 2 kostki czekolady. Wtedy dopiero przejrzał na oczy co oznacza moja choroba...
Gdy czytałam o niej, że mogę umrzeć, gdy wymiotowałam już później krwią a palce miałam zdarte i oczy tak bardzo zapuchnięte i tak nic sobie z tego nie robiłam, zabijałam się na własne życzenie i nic ani nikt tego nie mógł zmienić. Nie mógł bo Ja nie chciałam z tego rezygnować... Jednak zrezygnowałam - dla mojego Mateusza tylko i wyłącznie - nie dla siebie. Gdy w nocy budziłam się z płaczem bo miałam koszmar, że jestem gruba potrafiłam wstać i iść do lustra żeby sprawdzić czy to był tylko sen. W ciąży przytyłam i znów na wadze zobaczyłam 88 kg przed porodem... Bardzo cierpiałam po porodzie, płakałam, krzyczałam, że ja znów chcę ważyć 55 kg... Ważę teraz 65 - Jeszcze chociaż te 6/7 kilogramów i znów będę szczęśliwa.
Czy mam nawroty choroby? Bulimia jest taką chorobą z której nigdy się na 100% nie wychodzi, zostawia ślad w psychice i spaczenie. Nie wymiotuję tylko dla mojego męża i dziecka - kocham ich i nie chcę zburzyć naszej rodziny przez to. Gdyby nie oni pewnie bym wymiotowała nadal, ale nie, nie chcę! - Tym razem dam radę - ZDROWO!