I nie mówię nawet o wychodzeniu na miasto i imprezowaniu... Nawet jak jestem w domu, to nie umiem w weekendy pilnować tego, co jem. Mąż w domu, więc robimy porządne śniadanka, czasu dużo to i obiadki są bardzo wyszukane... No i ciacho, bo jak to w weekend bez ciacha? I wczoraj to nie ja piekłam, a mąż. Ech! Upał taki, więc piwko zimne być musi... Chociaż z alkoholem jest lepiej niż było - jeszcze jakiś czas temu było go sporo i w tygodniu - do filmu, do meczu, do kolacji... Teraz pozwalamy sobie tylko w piątek i/lub sobotę :) Ale o % będzie osobny wpis, bo to dla wielu wielka przeszkoda w traceniu kg.
Jeśli zaś weekendy spędzamy u rodziców, to dopiero jest żywieniowa MASAKRA! Grille, ciasta i niemożność przetłumaczenia, że zamiast żeberek można zjeść kurczaka i że warzywa nie gryzą. Z mężem, wbrew mojej wadze, zajadamy dużo warzyw, drobiu. Nasza dieta jest urozmaicona, korzystamy z sezonowych warzyw i owoców... A mojej teściowej nie da się przetłumaczyć, że warzywa są ok.
O moim żywieniu i o tym, co mnie gubi, powstanie osobny wpis. Muszę to uporządkować. Dla samej siebie, a i może komuś się to przyda.
Mimo rozterek, udanego weekendu! :)
p.s. ale wody piję dużo, a ciasta zjadłam tylko JEDEN kawałek :D Zawsze były minimum trzy :P Zawsze to więc mały postęp....
_Pola_
27 lipca 2014, 21:21Oj w weekend zawsze najciężej dietkować. Rodzina w komplecie i każdy na coś ochotę ma ^^
Agatkak92
27 lipca 2014, 11:28Oj, ja też w ten weekend miałam pokusy :) Jak siostry przyjechały to i ciastka trzeba było upiec, w dodatku moje ulubione francuskie. Na szczęście zjadłam pół i doliczyłam do swoich kalorii, a na koniec dnia wyszłam z wynikiem bardzo ładnie. Najważniejsze to nie dać się ponieść i wiedzieć kiedy powiedzieć stop ;)
nathalija
26 lipca 2014, 23:03powiedz teściowej delikatnie, że dziękujesz ale się odchudzasz raz.. drugi.. dziesiąty i za skutkuje ;p powodzenia !