Boję się nawet iść spać, aby tego dnia zostało mi jeszcze jak najwięcej. Z jednej strony był okropny, ale z drugiej strony... nie chcę żeby się skończył, bo jutro muszę iść do pracy. A to co dzisiaj się dowiedziałam dobiło mnie bardzo, aż chce mi się płakać. Chcę iść przed siebie z podniesioną głową, ale gdy się staram i wiem, że będzie dobrze, to akurat wtedy jak na złość coś się psuje i próbuje mi popsuć humor. Przeważnie się udaje, dlatego jestem wściekła.
Dzisiaj na śniadanie zjadłam twarożek z nektarynką i jabłkiem. Na obiad warzywka na patelnię z piersią kurczaka. A na kolację trochę zgrzeszyłam (tak, będę się usprawiedliwiała tym, że się zdenerwowałam strasznie), bo zrobiliśmy z Ukochanym sałatkę grecką, a do tego kupiliśmy gotową pizzę. Co prawda tej pizzy zjadłam tylko mały kawałek, a sałaki więcej... no ale zagryzłam jeszcze małym batonem i szklanką drinka. Potem jeszcze jabłko. Pierwszy dzień z taka skucha. No nic, idę dalej.
Jutro rano pobudka i 8,5 h w pracy. Muszę się trzymać, muszę.
Waga dzisiaj 71,4.
roogirl
16 maja 2015, 23:35Trzymaj się, jutro będzie lepiej.