Nie będę mówić, że będzie łatwo. Nie będę obiecywać, że na pewno dam radę, że się nie poddam, że dotrwam do końca. Nie będę kłamać, bo wiem, że od paru dobrych lat, moje życie to wieczne myśli o diecie, a i tak tkwię w martwym punkcie. Chciałabym bardzo aby wreszcie mi się udało. Mam motywację, to jest najważniejsze. Ale mój problem polega na tym, że jestem chora. Nie okłamuję się. Kompulsywne objadanie się - to jest mój największy problem.
Czasami mówię sobie, że zjem kawałek czekolady, przecież nic takiego się nie stanie. Ale tak naprawdę wiem, że lepiej byłoby dla mnie gdybym jej nie zjadła. Przed zjedzeniem takiego kawałka mówię sobie "Zjem kawałek, to na dzisiaj wystarczy, więcej nie zjem dzisiaj nic słodkiego." Więc otwieram tą tabliczkę czekolady, łamię na kawałki, biorę kostkę, potem drugą, no i jeszcze trzecią. Czuję się świetnie, ale mija godzina... dwie godziny. Czuję, że jeszcze coś słodkiego bym zjadła. I stwierdzam "Przecież już i tak zjadłam kawałek czekolady, więc zawaliłam dietę. Dzisiaj się nażrę jak głupia, a zacznę od jutra". Kończę tą tabliczkę czekolady, potem biorę następną, jeszcze kilka kanapek, po drodze jakieś ciastka, baton i wieczorem znowu coś porządnie słodkiego. A na końcu są wyrzuty sumienia. "Musisz pokonać tą chorą głowę, musisz dać radę, musisz pokonać tą chorobę, nie może nad tobą panować." Obiecuję poprawę od jutra.... Jutro nie nadchodzi.
Dlatego teraz chcę pokonać kompulsy. To jest dla mnie numer jeden. Chcę zacząć myśleć mądrze. Chcę zacząć nauczyć się myśleć jak człowiek. Skoro mam ochotę na słodycze, to mogę zjeść dwie kostki czekolady. To nie przeszkodzi w mojej diecie. Muszę zrozumieć fakt, że kotka czekolady nie przekreśla całego dnia walki. Muszę pojąć jak ważna jest walka o moje zdrowie. Bo przecież czuję się bardzo źle gdy tak dużo jem. Bo przecież przeszkadza mi to, że nie mam woreczka żółciowego. Bo przecież znowu czuję kołatanie serca, gdy żrę za dużo cukru.
Chcę zmienić swoje życie. Chcę schudnąć. Moja motywacja? Mój ślub i wesele. To już w następnym roku. Chcę mieć pewność, że mój przyszły mąż bez przeszkody zdoła mnie unieść na rękach. Wyczekuję tego dnia z niecierpliwością, a wiem, że czas szybko ucieka. Jeżeli teraz nie zacznę, to później już nie będzie czasu.
Cześć, nazywam się Wiola. Nie było mnie tutaj aż pięć lat. Ale wróciłam po to aby zmienić swoje życie. Mam nadzieję, że będziecie ze mną, bo ja z Wami na pewno
asienkazz
15 maja 2015, 23:00Powodzenia Wiola;*wierze ze tym razem dasz rade tylko badz silna i wytrwala;))))