Dobry wieczór!
Nie wiem, czy ten dzień naprawdę był dziwny... Nie, no był. O w pół do szóstej obudziło mnie chrapanie E, nie mogłam później zasnąć. Wygrzebałam się z gniazda dopiero o 10:30, zrobiłam jakieś tam śniadanie... Pogadałam trochę z Mamą przez skajpa (dzisiaj wraca do DE), poleciałam po zakupy, przytachałam je do domu (polazłam na piechotę, chociaż pogoda była ohydna), trochę posprzątałam, zrobiam obiad, znowu posprzątałam usiadłam na chwilę do rosyjskiego i przyszedł Polak na naukę niemieckiego. Siedzieliśmy dwie bite godziny i wałkowaliśmy czasowniki nieregularne... Porywające. Autentycznie siedziałam i myślałam sobie: "Ja pierdolę, ale nudy" :) Powaga, myślałam, że zasnę. Ale przynajmniej trochę grosza wpadło, a jak na taką kasę to naprawdę się nie napracowałam ;)
A jak w końcu poszedł, to nic mi się nie chciało. No ale kompletnie nic. Może dlatego, że nie wypiłam drugiej kawy... Tak łaziłam, kręciłam się bez celu jak gówno w przeręblu, aż w końcu postawnowiłam poprasować. Prasowania było raptem na 1/2 h... I tak teraz siedzę. Próbowałam obejrzeć "Fairytail", teraz oglądam starą dobrą klasykę, czyli "Straszny film" :) Zaraz się może wezmę za jakieś ćwiczenia, chociaż mam jeszcze takie zakwasy, że ledwo łażę. A to po boczkach z Tiffany... Dwa dni temu! I jeszcze mnie rypie...
Dobra, lecimy z fotomenu.
Śniadanie: dwie kanapki z tym ohydnym chlebem pełnoziarnistym, wędliną i pomidorem. Miało być i jabłko, ale nawet tych dwóch kanapek nie dałam rady zjeść. Resztę tego chleba chyba wywalę (zostały mi dwie kromki), bo chociaż nienawidzę wyrzucać chleba, to tego po prostu nie dam rady zjeść. Na szczęście dziś kupiłam jakiś inny.
II śniadanie: brak, bo nie było czasu, ale jakieś pół godziny przed obiadem wypiłam szklankę mleka owsianego, bo ostatnio spożywam takie ilości krowiego mleka, że do picia kupiłam sobie dzisiaj owsiane i ryżowe.
Obiad: trochę kuskusu z warzywami (też ohydny, bo nie lubię kuskusu, ale mam, to staram się zużyć), sałatka z fetą i kotlet z zielonego orkiszu, który też mnie nie powalił :) Ostatnio smakują mi tylko jabłka i koktajle bananowe...
Podwieczorek: Jabłko i 3 małe kolorowe papryczki.
Kolacja: jogurt sojowy naturalny (bo zwykłego nie lubię) zmiksowany z mrożonymi jagodami i odrobiną miodu.
Żarcie ostatnio w ogóle nie sprawia mi przyjemności, ale może to i lepiej...
Co poza tym? Kupiłam sobie dzisiaj gorący wosk do debilacji ;) Zobaczymy, czy coś to warte. Próowałam kiedyś zimnym woskiem, ale myślałam, że sobie skórę zedrę. Na razie musze jeszcze poczekać z aplikacją, w internetach piszą, że powinno się poczekać z 10 dni od ostatniego golenia, zanim się nałoży ten wosk. Będę informować co i jak :)
Aha, i króliki mi dzisiaj spieprzyły z klatki. Nadal nie wiem, jakim cudem. Nauczyły się same otwierać czy co? Wchodzę rano do garażu, a tam siedzą takie dwa przerażone żuczki, bo drzwiczki się przymknęły i nie miały jak wrócić. Gizmo nie wylazł, bo jest za głupiutki, żeby zwęszyć taką okazję ;)
Tymczasem idę się przeprosić z Mel B i Tiffany :)
Trzymajcie się cieplputko i do napisania!
ula
natalie.ewelina
10 lutego 2015, 08:33usmiechu dostaje na twarzy jak czytam twoje wpisy...jestes taka realna i szczera...milego dnia:-)
Grubaska.Aneta
9 lutego 2015, 21:58Moja uwagę zawsze te obrazki z menu przykuwają ;)
siczma
9 lutego 2015, 21:56Ale bym wypila taki koktajl! Z tymi krolikami musisz miec niezly ubaw;) mi brakuje moich kociakow jak nie wiem:(
nataliaccc
9 lutego 2015, 21:54ja to mam w domu prywatną kosmetyczkę:D haha nauczyłam Danielka i mi robił taki wosk:D genialna sprawa:P