Dobry wieczór :)
Dzisiejszy dzień należy do tych bardziej normalnych ;) O dziwo nie narzekałam na brak siły po wczorajszej wpadce i całkiem nieźle sobie radziłam. Po śniadaniu zrobiłam "30 day shred level 1" z Jilian i muszę powiedzieć, że było całkiem fajnie. Pociłam się co prawda jak szczur, ale nie powiem, żeby było jakoś szczególnie ciężko. Nie miałam nawet problemów z pajacykami, co mnie trochę zaskakuje, bo pamiętam, że jak odchudzałam się 3 lata temu i próbowałam je robić, ledwo byłam w stanie oderwać się od ziemi :P A ważyłam chyba mniej-więcej tyle samo. Nie wiem, może jazda na rowerku, łażenie i ćwiczenia z Mel B dają już jakieś efekty..? Kilka ćwiczeń (tych, gdzie stawy kolanowe były wyjątkowo obciążone) musiałam trochę zmienić, ale nie sądzę, żeby mi to bardzo zaszkodziło. Pajacyków pewnie też nie powinnam była robić, ale na razie nic się nie dzieje i naprawdę nie czuję jakiegoś specjalnego obciążenia.
W przerwie między II śniadaniem a obiadem trochę posprzątałam, zrobiłam ręce z Mel B i "Get you sexy back" z Tiffany. Przez pół dnia nie mogłam się zdecydować, co zrobić na obiad. Chciałam właściwie curry, ale mleko kokosowe było już dziś w menu, poza tym chciałam spróbować zreszcie czegoś nowego. Teraz muszę uważać, co i jak gotuję, bo już w czwartek (pojutrze! ^^) jadę do Polski i nie chcę, żeby w lodówce zostało coś, czego mój mężczyzna nie zje (czytaj: wszystko, co jest wegetariańskie i wszystko, czego on nie zna), bo tylko się zepsuje. Część wezmę ze sobą (np. ajvar czy tahini), ale większość musi zostać skonsumowana wcześniej.
Wiecie co? Tak sobie ostatnio pomyślałam... To teraz to najdłuższa "dieta" w moim życiu. Dieta w cudzysłowie, bo tak naprawdę to właściwie nowy styl życia. Dieta polega na traceniu zbędnych kilogramów, ale reszta, tzn. zdrowe, regularne jedzenie i sport to już mam nadzieję na całe życie. Nigdy nie wystarczało mi dość sił i motywacji, żeby dobić chociaż do dwóch miesięcy. Najdłużej odchudzałam się ok. 1,5 m-ca, to było w 2011 roku. Udało mi się schudnąć 16 kg i to bez głodówek i innych głupot. Siłownia, w miarę regularne posiłki i tak jak teraz, ułożona przeze mnie osobiście dieta. Teraz nie jeste tak różowo, waga spada bardzo powoli, a ja mimo wszystko nie poddaję się, nawet mi do głowy coś takiego nie przyjdzie. Są dni, kiedy ewidentnie nie chce mi się albo nie mam siły ćwiczyć – i czasami nie ćwiczę. Ale takie napady, żeby się nażreć, wpieprzyć całą lodówkę na raz albo polecieć do McDonalda mam już dawno za sobą i teraz robi mi się niedobrze na samą myśl. Nie wiem, skąd we mnie tyle energii i chęci do walki, może po prostu dobrze zaczęłam – w styczniu, w ramach postanowienia noworocznego i przygotowań do lata. Nie wiem, ale bardzo się cieszę i chwilami sama sobie zazdroszczę :P Przepraszam, wiem, że to nieładnie się chwalić, ale musiałam :)
Fotomenu:
Śniadanie (09:00)
Owsianka kokosowa z kiwi i mango (dziś wyjątkowo bez banana :))
II śniadanie (12:00)
Tost z tofu, suszonymi pomidorami bez oleju, oliwkami, sałatą i żółtym serem (a co! od czasu do czasu można :D) i pół banana z jogurtem truskawkowym i otrębami (pycha!)
Obiad (15:00)
Zupa-krem paprykowa z cieciorką i ryżem naturalnym + surówka z pekinki i pomidorów (myślałam, że pęknę, chociaż gotowałam tylko na jedną porcję).
Zupa bardzo przyjemnie się gotuje i przed zmiksowaniem jest niesłychanie kolorowa :)
Zupa bardzo przyjemnie się gotuje i przed zmiksowaniem jest niesłychanie kolorowa :)
Podwieczorek (18:15)
Świeże warzywa z ajvarem, hummusem i jogurtowym dipem koperkowo-szczypiorkowym
Kolacja (20:15)
Jogurtowo-wiejski przekładaniec (jogurt truskawkowy i wiśniowy + serek wiejski)
Poza tym starałam się jeszcze trochę poćwiczyć, ale po południu szło mi tak sobie. Przy kickboxingu z Jilian poddałam się po 10 minutach, bałam się, że mi kolana nie wytrzymają :/ W ogóle zdecydowanie wolę ćwiczyć z Mel B niż z nią, nie lubię tych jej okrzyków i jakiejś takiej... agresji? Mel B wprowadza fajną atmosferę, jest wyluzowana, żartuje i naprawdę przyjemnie się z nią ćwiczy. Jilian ma fajne ćwiczenia, ale nie podoba mi się sposób, w jaki prowadzi zajęcia.
Ćwiczenia (podsumowanie):
30 day shred level 1 z Jilian: 25 min.
ręce z Mel B: 10 min.
"Get you sexy back" z Tiffany: 10 min.
Kickboxing z Jilian: pierwsze 10 min
Cardio z Mel B: 15 min.
I to chyba wszystko na dzisiaj... Pogram teraz trochę w Torchlight, w ćwiczenia już się dzisiaj nie będę bawić, bo mi się zwyczajnie nie chce. Jutro trochę połażę albo pójdę na rower, jak pogoda dopisze. Tymczasem idę się pogapić, co tam u Was :)
Buźka i do napisania!
Peyton1983
18 marca 2014, 22:41Wygląda smakowicie. Będę wpadać po inspirację:)
keisho
5 marca 2014, 14:06Matko jakie pyszności!! Normalnie się wproszę zaraz do Ciebie hihihi :) No i zazdroszczę Ci kochana na maksa tego, że już nie masz ochoty na takie napady obżarstwa, czy na jakieś fast foody. Mam wielką nadzieję, że mój organizm też się odzwyczai i też nie będzie chciał tego dotknąć. Chociaż przyznaję, że to zawsze był mój największy grzech. Te cholerne fast foody i chipsy. :
Alex246
4 marca 2014, 21:59Kurcze, sporo ćwiczysz super! Też dziś zaliczyłam godzinkę ćwiczeń :) Dla mnie to też bardziej styl życia niż dieta. A to, że w Tobie tyle energii bierze się z tąd, że jesz takie pyszności i się ruszasz. Ja jak przychodzę zmęczona i od niechcenia poćwicze to wieczorem mam mnóstwo energii. Podtrzymuj ta motywację bo świetnie Ci idzie! A jedzonko wygląda tak pysznie! Chyba sama zrobię tą zupę paprykową mniam! :)