Przede wszystkim pod koniec zeszłego roku przeszłam na dietę wegetariańską. Nie kryje się za tym żadna ideologia, po prostu nie mogłam już słuchać o końskim mięsie w wołowej lazanii albo o zielonej kiełbasie produkowanej w niektórych firmach... Tak naprawdę zresztą kompletnie nie miałam pojęcia ani żadnego wpływu na to, co jem. Bo w tych wędlinach może być wszystko i nikt nie jest w stanie tego zweryfikować.
Poza tym prawda jest taka, że ja mięsa po prostu nie lubię. Jadłam je zawsze tylko i wyłącznie mocno przetworzone, np. ww. wędliny (salami, pierś z kurczaka z czymś tam etc.), kotlety mielone albo hamburgery z Makszita. Wołowiny nieprzetworzonej praktycznie nie brałam do ust, wieprzowiny nie cierpię od zawsze, więc nie było to dla mnie jakieś niesamowite wyrzeczenie. Z mięsa w kawałkach jadłam tylko pierś z kurczaka, ale ile można to jeść?
No więc przestałam jeść mięso. Na Sylwestra kupiłam chipsy, krakersy, szampana, wino... Wypiłam kieliszek wina i zjadłam paczkę czipsów. W domu. Przed telewizorem. W dresach. A o pierwszej poszliśmy spać. Doszłam do wniosku, że widać swoje już w życiu wypiłam i skoro alko mnie nie pociąga, to w zasadzie też mogę sobie darować.
Oczywiście miałam postanowienie noworoczne, jak chyba każdy :) I jak chyba każdy co roku to samo: na pierwzym miejscu DIETA!!! :) Zaczęłam 2. stycznia i jadę na niej do teraz.
Na czym polega moja dieta? O dziwo nie rezygnuję z wielu rzeczy. Nie piję alkoholu, nie jem słodyczy, to prawda. Staram się unikać smażonych potraw (wyjątkiem jest czasem jakis omlet czy inna jajecznica albo naleśniki). Prawie całkiem wyeliminowałam z diety ziemniaki, zamiast tego jem inne rzeczy (ryż naturalny, ciemny makaron, kuskus...). Zamiast białego chleba - ciemny pełnoziarnisty. Piję mnóstwo wody. Ferie czy nie ferie, wstaję najpóźniej o 8.00 rano, bo chcę jadać regularnie. Nigdy nie zapominam o śniadaniu. Po prostu nie wychodzę z domu bez śniadania, nie ma mowy. Jem mnóstwo świeżych warzyw i dużo owoców. Urozmaicam swoją dietę, jem tylko to, co lubię, a jeśli czegoś nie znam, przygotowuję tylko te potrawy, które wydają mi się interesujące. Staram się ćwiczyć albo chociaż dużo chodzić. Wiadomo, raz się udaje a raz nie, ale nie poddaję się :) Ostatni posiłek jem najpóźniej 3 godziny przed snem (czyli ok. 19.30 - 20.00).
Efekty są takie, że chudnę ok. 1 - 1,5 kg/tydzień. Waga spada powoli, ale skutecznie. Spadają ze mnie dżinsy, których niedawno nie miałam szans dopiąć. Mam sporo energii, pomysłów i po raz pierwszy w życiu cieszę się na nadchodzące lato. Bo obiecałam sobie, że wygram tę walkę. Jak nie ja to kto? Latem 2014 bez opororów założę krótkie spodenki. I nie ma że boli. Samo się nie przytyło, samo nie schudnie. Wiem, o co walczę i wiem, ile jestem w stanie ugrać. Sama siebie motywuję i Wam życzę tego samego :)
Buziaki :*
ania14021994
26 lutego 2014, 16:46witamy!!!
lily93
26 lutego 2014, 16:34Witam wegetariankę :) powodzenia w dalszej walce z kg i trzymam mocno kciuki :)