Bardzo chcę wierzyc , że się za siebie wzięłam.Żeby samam sobie uwierzyć kupiłam wczoraj rower (czy Allegro nie wymyslili przypadkiem Chinczycy?).
Oby mi nie przeszło zanim go dowiozą...
Piję i do 21,30 nawet udało mi sie przestrzegac Dukana w fazie proteinowej, ale przed chwilą rzuciła się na mnie mandarynka. Takie mandarynki po świętach są bardzo silne.... w przeciwieństwie...
Nic takiego. Przyspieszyłam sobie powrót do czystych protein o jeden dzien, ale widać nie było mi to pisane. Szkoda, że tak późno to do mnie dotarło.... mogłam od 8.15 wcinac warzywa kilogramami. przepadło...przez mandarynkę......
beacia41
21 stycznia 2010, 13:56no o tym nie pomyślałam:)))) ale to jest genialny pomysł!!!! od jutra ćwiczę , niech malżon pozna moje dobre serce :)))
fiona.smutna
20 stycznia 2010, 22:00wysikasz te mandarynkę - a jutro grzecznie warzywka i żadnych pomarańczowych kulek:)))) no i do boju z tym rowerem:))))
beacia41
20 stycznia 2010, 21:51razem z moją motywacją spędza urlop :) a po co przygarnęłas do domu to male pomarańczowe zagrożenie :) trzeba bylo zostawić w sklepie, niechby sobie zgnila :)))