Tak jak już wcześniej wspominałam borykam się z "nocnym jedzeniem" już od 8 lat. Noc w noc jadłam. Postanowiłam to zmienić. Było ciężko, zdarzały się wpadki ;( Ale z taką radością mogę Wam ogłosić że potrafiłam się opanować i wczoraj w nocy nie wzięłam nic do ust oprócz wody. Wstając rano czułam się tak wspaniale, było we mnie tyle pozytywnej energii że mogłabym góry przenosić. Może to dla kogoś niezrozumiałe i dziwne uzależnienie ale mnie ono dobija i dobijało. Już nie chodzi o wagę ale o moje samopoczucie. 1 noc bez napadu :) Oby tak dalej.... Po cichutku liczę na całkowite zaprzestanie. Tak jak palacz rzuca papierosy i mu się udaję tak i ja jestem w stanie pokonać nocne podjadanie. Wiem że przyjdą momenty kryzysowe... Bo nie jest i nie będzie tak różowo ale muszę piąć do celu. Dla siebie dla własnego zdrowia!!!
Z innej beczki. Weekend spędziłam na rowerze. Staram się codziennie robić po min 10km. Chyba że idę na popołudniówkę to za bardzo nie nakręcę tych km pomimo że też rowerkiem jeżdżę do pracy.
Miłej nocy Wam życzę ;)*
katy-waity
28 lipca 2014, 22:53moze zosatwiaj sobie jeden posiłek na pozny bardzo wieczór...wtedy w nocy nie bedzisz głodna..
pageoff
28 lipca 2014, 22:42Mały sukces ale cieszy :) Super;)