Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
no i jestem
7 marca 2011
wrocilam na stare smieci, heheh nie bylo mnie jakis czas ale mam wazne usprawiedliwienie, mialam bardzo wlasciwie mega wazna kontrole w pracy i no coz zapieprz.... jak glupia, a w domu juz bylam tak wypompowana ze nie chcialo mi sie na komputer nawet patrzec. Takze wracam mam nadzieje ze bede reguralnie tak jak wczesniej pisac. Jesli chodzi o wage to bez zmian, to znaczy jak spadnie to wraca, obecnie nie podaje nawet aktualnej bo mi palce tego nawet nie napisza, taki wstyd, tzn ta woda powinna sie wstydzic, ze tak sie zadomowila we mnie, chyba sie wybiore do lekarza bo nie wiem czy to takie normalne ze puchne jak balon i mam tak duza tendencje wzrostowa (ok. 3 kg), takze moje odchudzanie to na razie walka miedzy tym co zobacze jednego tygodnia (potem szybko leci do gory) i dazeniem spowrotem do takiego samego stanu. Nie umiem przekroczyc magicznej granicy 74.5 kg nie wiem dlaczego, ale pomalu mam dosc. Z innych spraw to ciesze sei ze juz wiosna za chwile bedzie w koncu z moim chlopakiem malutkim pochodzimy na porzadne spacery, z innych wiesci, moje dziecko chodzi na razie tak nieporadnie ale jak sie serce raduje, eh cudownie jest byc mama. Jestesmy juz po roczku wszystko wypadlo super, takze tylko do przodu no i jedziemy na wakacje, nad morze nasze polskie, wiec trzymac kciuki za pogode, zaliczka wplacona takze teraz tylko zakupy i w droge. Dietkowo ok trzymam sie nie popuszczam czasem jak cos zjem zakazanego to w ramach jakiegos posilku wiec nie narzekam, w czasie czekania na kontrole odpuscilam rower, ale od dzis wracam na dobre tory i znowu bede jezdzic. Ok zmykam