Tak, nadszedł ten dzień, którego się obawiałam. Tego pozbawionego jakichkolwiek ćwiczeń.
A to wszystko przez brak czas (przez 4 godziny byłam w szpitalu, a potem miałam mnóstwo rzeczy do roboty). Ani chwili wytchnienia... Beznadziejnie się czuję z myślą, że nie poćwiczyłam.
Ale, ale!!! Mój sukces: nie zjadłam ani jednej delicji i ani jednego czekoladowego muffina. Mimo, że bardzo, ale to bardzo miałam na jedno z nich ochotę.
Śniadanie: 100 g jogurtu naturalnego + średnia brzoskwinia
II Śniadanie: 80 g jogurtu naturalnego
Obiad: mały talerz spaghetti (z domowym sosem i z małą ilością żółtego sera), plaster szynki
Podwieczorek: banan
No i to, co mnie najbardziej powaliło:
Kolacja: smażona kiełbaska z cebulką, 2 kromki razowego chleba, 1 łyżeczka masła czosnkowego, 2 plastry pomidora, 2 plastry cebuli
Nie ma to jak pilnować cały dzień diety, a na kolację dowalić sobie smażoną kiełbaskę (za pomysł pozdrawiam mamę!).
quinma
23 września 2014, 22:31te śniadania to bardzo słabe, prawie nic...