Zawsze miałam smykałkę do gotowania. Co więcej, widok wcinających bliskich i proszących o dokładkę to wspaniałe uczucie. Odkąd pamiętam dokarmiam przyjaciół, rodzinę, znajomych. Jedzenie wspólnych posiłków zbliża i daje wiele radości. Sama uwielbiam gotować i często słyszę, że minęłam się z powołaniem. Odkąd jestem na diecie zmieniło się jedynie to, że ja trzymam się swojej diety, a inni wcinają moje posiłki. Jestem dumna z siebie, bo nauczyłam się hamować swój apetyt i mimo świadomości smacznego (często kalorycznego) jedzenia goszczącego na moim stole wśród bliskich, umiem cieszyć się swoją sałatką czy serkiem wiejskim z masą warzyw. Czasem samo gotowanie daje więcej radości niż pałaszowanie. Nieco abstrahując, ostatnio słyszałam o cheat day'u, który podobno jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Oczywiście nie chodzi o lądowanie w Mc Donald's czy na kebsie, ale o dostarczenie większej kaloryczności organizmowi 1 dzień w tygodniu. Co myślicie? Sprawdza się taka opcja?
Miłego dnia życzę! :)
zurawinkaaa
7 lutego 2019, 14:30Też uwielbiam gotować. Ale ciężko mi się powstrzymać od jedzenia rozwniez. Także zazdroszczę. Ja nie jestem zwolennikiem takich dni. Ostatnio chciałam sobie zrobić w sobotę. Skończyło się tak że popłynęłam. O czym pisze w pamiętniku . Musiałam długo się mobilizować żeby wrócić na dobre tory. Ale może ty masz silniejsza wolę i to będzie dobre rozwiązanie dla ciebie
tricia88
7 lutego 2019, 14:51Czasem jest mi ciężko przy gotowaniu, ale wiem, że to mnie wzmacnia. Ważne, że innym smakują moje dania. Widzisz, ja motywację mam sporą, silną wolę także, choć nie powiem kryzys zawsze się pojawia prędzej czy później. Mi wystarczy spojrzenie na siebie i już nie mam apetytu ;). Jestem ciekawa zdania o cheat day, bo myślę, że może to być pomysł na sukces, który mógłby być wprowadzony na całe życie (oczywiście po zrzuceniu nadwagi i racjonalnym żywieniu i trybie życia).