No cześć!:)
Mija kolejny dzień, a ja nadal w 100% trzymam się diety. Niektórzy z was sobie pewnie pomyślą "wow, ale mi to wyczyn". No powiem wam, że dla mnie ogromny! To tak jakby palacz nagle rzucił palenie. Tak właśnie ja rzuciłam słodycze. Nie są mi co prawda całkowicie obojętne, ale już po tych kilku dniach nie trzęsą mi się ręce jak je widzę, nie wyłącza mi się myślenie i nie mam ślinotoku na ich widok.
Wczoraj miałam jakiś jeszcze zryw i tak leżąc w łóżku, w głowie przszukałam wszystkie szafki i przypomniało mi się, że w pewnej szufladzie w pokoju obok leżą zaaajebiste maślane, waflowe rurki ( te co się bitą śmietaną napełnia). Wstałam, poszłam zobaczyłam, wyszłam. Caaały czas o nich myślałam. Zrobiłam się głodna. Nie chciałam nic innego, chciałam te rurki. I sama ze sobą toczyłam walkę
I: No dobra zjem je. Przecież nic się nie stanie.
II: Ale przecież miałam nie jeść słodyczy!
I: Wliczę je w bilans albo poćwiczę i się spalą
I: Kur... no ale nie mogę przecież jak je zjem to pójdzie lawina
Tak to wyglądało przez około 30 minut o czym wstałam, wziełam te pół kilo rurek, wyszłam na dwór po czym rzutem za 3 punkty wyrzuciłam je do śmietnika. xD
:*
Walcze-O-Lepsza-Siebie
18 maja 2016, 10:40Ale samozaparcie :) tylko pogratulować
chris1986
17 maja 2016, 22:43Gratulacje:)
marinaria
17 maja 2016, 21:58Brawo! Jak w domu nie ma pokus to jakoś tak łatwiej ;))
Zocha777
17 maja 2016, 21:45Doskonale cię rozumiem. Ja mam wszystkie słodycze zamknięte w szafce i nawet na nią nie patrzę. Najbardziej szlak mnie trafia jak widzę jak mój mąż trzyma miskę z solonymi orzechami. One takie dobre haha ale to próba wytrzymałości jak dla mnie. Ja na początku też miałam zachcianki na słodkie ale jakoś mi to minęło i już nawet da się żyć bez słodyczy. No ale cóż zawsze jest coś kosztem czegoś. Pozdrowienia:)