Status bezrobotnej w tym tygodniu bardzo mi sie podobał. Fakt, tydzień zleciał migiem i nie odczuwam nawet, że dziś piątek, piątunio. Czy poniedziałek czy piątek i tak siedzę w domu. Codziennie miałam coś do pozałatwiania ze spraw papierkowych. Byłoby tego mniej, gdyby nie moja gapowatość jakieś 3 tygodnie temu w sklepie, gdzie najprawdopodobniej zostawiłam swój portfel. Musiałam więc wyrobić nowe prawo jazdy i kartę debetową. Na szczęście na Islandii niemal nie używa się gotówki, toteż strata portfela nie jest równoważna z utratą gotówki, miałam jakieś klepaki i jedynie 50 koron duńskich (mam nadzieję ze przynajmniej ktoś sie za nie dobrze zabawil, na zdrowie!)
Wczorajsz bibka urodzinowa udana. Dzieciaki wyszalały sie na placu zabaw z dmuchanymi zjeżdzalniami i innymi hopkami, najadły sie pizza, zapiły pepsi/wodą i na deser dostały po muffince. Ciastka były moja inicjatywą, bo pozostałe 3 mamusie sa chyba niepieczące. Ja, korzystając z nadmiaru czasu, z chęcią podjęłam się upieczenia, udekorowania i opakowania w celofan z kokardką. Cóz pomysł i wykonanie, nieskromnie powiem, zacne, bo dzieciaki rzuciły sie na te slodkości, co mnie cieszy baaardzo :)
Mogę dać po fotce:
Modelka nr 1. Przed wyjsciem maznęła sobie oko moją starą mascarą, którą przechowuje w swoim kuferku i używa na specjalne okazję. Od skakania i spocenia oko sie rozmazało..
Zjezdzalnia nr 1, najpopularniejsza :)
Modelka nr 2, ta bardziej naturalna, bez korekty makijażu
Ommmniommmioooom
Wczoraj z tej pizzy zjadłam jednego trójąata, którego nastepnie spaliłam w bieganiu. Na muffinkę sie nie załapałam, ale też nie polowałam specjalnie. Zostały cztery ponadprogramowe, bo upieklam z nakładem ale przeciez jestem na diece. Została mi jeszcze cała szpryca kremu, więc dziś upiekę muffinki w zdrowszej wersji, z mąki gryczanej i marchewki. Dopiero co znalazlam przepis w necie to wypróbuję :)
Dziewczyny tego lata spędzały wakacje w wiekszości same, bo wydelegowaliśmy je do polskich babć a ja przyjechałam tylko na 3 tygodnie. Urzedując sama w domu wprowadziłam do diety nowy zwyczaj, do którego długo podchodzilam z nieufnością. Cóż stary pryk ze mnie sie robi, kiedyś bardziej entuzjastycznie podchodziłam do nowości. Mam na myśli zielone koktajle złozone z mieszanki owoców i zielonych liści. Teraz to moje pierwsze ulubione sniadanie i od kilku miesięcy je wypijam ze smakiem. Dodaję do koktajlu łyżeczkę nie czubatą spiruliny zamiennie z chlorellą. Nie pamiętam, czy o tym pisałam ale od połowy maja przeszlam na wegetarianizm. Dlatego postanowiłam wspomagać sie suplementami, zebym potem nie narzekała na niedobory witaminowo-mineralne. Koktajle łatwo wchodzą, wypijam pol litra dziennie a dostarczam sobie spora dawkę owoców i warzyw w postaci surowej. Spore udogodnienie, uwazam. Udało mi się namówić dzieci i tez moja mamę do takich koktajli. Piją bez oporów a to dla mnie jest sukces :)
Tymczasem wracam do swoich prac domowych.
Pozdrawiam :)))
vitafit1985
3 października 2015, 10:01Db, że strata tego portfela taka dotkliwa nie była.
DominikaSW
26 września 2015, 07:23Wow! Aja wczoraj zjadlam hambuksa;) nie jestem specjalnie mięsozerna ale chyba zupelnie nie dalabym rady wytrzymac bez mięska;/ Dziewczynki poslugują sie islandzkim? W kontaktach z kolezankami? Fajną masz wage! U mnie wersja sloniowa, jako ze w przyszla sobote mam zamiar urodzic;)
tomberg
27 września 2015, 18:13To ci smignęła ta ciąza ekspresowo, przynajmniej w moim odczuciu hehehe... Wegetarianizm chyba tkwił w moim potencjale od dawna ale skutecznie zagłuszany przez lata. Już jako nastolatka byłam na jarskiej diecie ale taka wtedy nieogarnięta byłam ze szybko sie wpakowałam w niedobory i dostawałam jakiś drgawek. Teraz potrafię dostatecznie zbilansować dietę dlatego dobrze się czuję mam energię! Dziewczynki oczywiście po islandzku mówią biegle, nie to co mój łamaniec :(