Jakoś idzie. 60 minut ćwiczeń podzielonych na 2 części. Jedzenie - poprawnie, czyli bez napadów ani zachcianek. Śniadanie nr 1 jadłam dość dziwne, bo zupa dyniowa z rana jest nietypowym posilkiem. Śniadanie nr 2 musi być dość obfite, bo wypada w pracy o godz. 10 i jestem wtedy bardzo napalona na jedzenie, więc zapychająca owsiankę przełozyłam właśnie na tą porę. Do tego dodałam 2 chrupki ryżowe i 2 kawałki niewielkie bezglutenowego chleba niezbyt smacznego, ale strawiłam. Nie chce mi się pisać, co zjadłam. Ważne że zmniejszyłam ilość i nie podjadam. Oraz ćwiczę. Dieta i ćwiczenia skutkują schudnięciem. Bardzo zmęczona ale konsekwentnie zapisuję co i jak.
Nic waznego sie nie wydarzyło dziś. Wczoraj owszem, bo mój szwagier odstwił cyrk, o czym może niebawem poopowiadam, w tej chwili ubolewam nad jego małym niepełnosprawnym mózgiem.
anpani
19 marca 2015, 06:56Grunt,ze micha czysta :- ) ! Jestem z Ciebie dumna! Ach te szwagry...