Tak więc... sama w domu!!! udało się!!!
Co prawda, wytrąciła mnie ze snu ta poranna akcja telefoniczno budzikowa, na dodatek soki żołądkowe zaczęły lawinowo przetaczać się przez wspomniany organ wewnętrzny i trzeba było wstać i powymiatać z szafek i lodówki co trzeba. Nie lubię jak mi zalegają jakieś opakowania, w których nędzne resztki się utrzymują, sprzątnąć i już!
I tak pozbyłam się
1. piętki chleba, co mnie już od 2 dni denerwowała
2. ok. 6 połamanych krakersów, które grzechotały wściekle w pudełku
3. kupki niewielkiej makaronu z zupki chińskiej, z którą nie wiadomo co było począć
4. oraz części serka o smaku bez smaku, co to aż wołał z lodówki, ze do krakersów to nic lepszego w całej Islandii nie znajdę
Do tego herbata całkiem zwyczajna i po śniadaniu.
nonos
27 sierpnia 2009, 10:06Patentu z telefonem też czasami używam na mojego Dziecia:). Bo jak wołam z "ogromnych" przestrzeni naszego 30 m mieszkania, to on na głuchotę tajemniczą zapada. A telefon zawsze odbierze;-)