Tomek już w niedzielę zaplanował, ze w poniedziałek ZROBIMY sobie dzień wolny, organizacyjny taki. Bo trzeba załatwić, to, tamto, śmanto. Rozumię, rozumię po prostu pozazdrościł, że ja NIE MUSZĘ już w tych trybikach pracowych działać. Wstał, jak nigdy! chyba przed 7 rano, prysznic, herbatka, Majka w pełni gotowości do przedszkola, ubrana uczesana, ząbki szczotkująca. Już o 8.05 meldował posłusznie szefostwu swoją biegunkową niedyspozycję. Oj nieładnie. Kłamczuszek. Potem była rodzinna awanturka, bo sprawdzałam stan naszych finansów i okazałoś, że w sobotę Tomasz lawinowo wlazł na debet czego koszta, niemałe, poniesiemy niechybnie. Do końca tygodnia jeszcze ho ho a nasz portfelik pozwala na zakup 3 chlebków. Trzeba nam będzie zliczyć puszki i butelki stacjonujące na balkonie oraz odwiedzić dłużników. Damy radę. Awanturka uładzona została całkiem intymnie i zwieńczona snem do południa. Potem już tylko załatwianie owych spraw bieżących, dla których Tomek tak dzielnie przezwyciężył ową żołądkową rewolucję. Zdradzę tylko, że wizytowaliśmy jego bank rodzimy i zleciliśmy blokadę debetu, mój warunek, moje żądanie. Ale Tomasz... no bo jak to tak bez żadnej szalupy ratunkowej... w zamian zamówił sobie kartę kredytową... Tu sie różnimy, bo ja nie lubię mieć długów a dla niego życie na krechę to norma.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.