Historie poranne to ostatnio mój ulubiony wątek w pamietniczku. Sońka coś za bardzo fika w naszym małżeńskim łożu. Często jej sie zdarza robić fikołki w środku nocy. Tomek w ogóle nie reaguje na nocne szwędania Soni. Ja, owszem, próbuję zachecić do dalszego spania własną piersią. Choć ostatnimi czasy bardzo ostrożnie, bo mi Sonia biust podgryza regularnie. Obchód całego łóżka połączony bywa z wynajdywaniem różnych dostępnych zabawek. Jedną z ulubionych jest mój telefon, który dziecko zapamiętale obsługuje, jednak rzadko kiedy odłoży na miejsce. Raczej szmyrgnie gdzieś pomiedzy poduchy i śpi sobie dalej w najlepsze. Tak uczyniła mała zołza również wczorajszej nocy. Ale raptem, w samym środku jeszcze tylko troszkę białych nocy, słyszę dźwiek sms-a, który, jak to drzewiej bywało z telegramami, wprawia mnie w jakieś złowieszcze podenerwowanie. Próbuję natychmiast zlokalizować komórkę. Nie ma. Macam wszystko dookoła kląc pod nosem. Wreszcie pieprzę ten interes i śpię dalej. W końcu rano i tak odnajdę telefon po dzwięku budzika. Następuje pora wstania. 6:35 pipipip pipip. I ja próbująca nieprzytomnie to nieszczęsne pipipi wyłączyć. Tylko gdzie to do cholery jasnej pipka. Mam! Jest między ścianą a stelażem łóżka! No co za pech! Ześlizgnął się! I jak ja teraz włączę sobie drzemkę! Będzie mi pipkał, to nie zasnę... Nie ma mowy. Trzeba go wydobyć. Bardzo rozczochrana i tylko półprzytomna idę do łazienki po mopa. Jest 6:37 kiedy majtam tą ścierą na kiju pod łózkiem i wydobywam: tumanek kurzu, ulotkę reklamową oraz Tomkową skarpetkę. A komórki ni ma! Marszczę czółko z niedowierzaniem, odnoszę z powrotem środki czyszczące i znowu słyszę przytłumione pipipi. Mam za złe Soni, ze nie odłozyła na miejsce telefonu... nu nu... dziewczynko, szykuje ci się mandat. Z obłędem w oczach oraz uszach przewracam całą pościel i wszystkich jej użytkowników. Przecież skądś dobywa sie to pipkanie. Mam! znalazła się w okolicach naszych półdupków. Odczytuję sms-a: wszystkiego najlepszego w dniu imienin... coś tam coś tam... Mama. Tylko czemu o 5:46 mamusiu?
Ps. o odchudzaniu jakoś nie bardzo...
Ps. dziękuję za miłe komentarze...
miss.smile
29 lipca 2010, 14:06spóźnione ale szczere i najlepsze, fajnie się czyta bo fajnie piszesz, pozdrawiam i miłego dnia życzę
edyta1617
29 lipca 2010, 01:26Co prawda juz nastepny dzien ale zebys miala tak dla rownowagi to wszystkiego naj naj... Buziole
Tamarkaaaaaaa
28 lipca 2010, 19:17hehehe, dobre! To wszystkiego naj!
aganarczu
28 lipca 2010, 18:34hehehhe to siedlisko to tak naprawde kawalek dzialki z domem do rozbiorki :-)))) kupione tanio :-))). Teraz moge zaspiewac - to jest moj kawalek podlogi :-) Wrazie gdybym musiala sie stad ewakuowac to bede miala gdzie - chyba, ze dom zdazy sie zawalic do tego czasu. Jak narazie jest tam hodowla ostow, perzu, pokrzywy itp.
20dziestka
28 lipca 2010, 12:31jaja :) Nie ma to jak smsy i pikanie w srodku nocy :) POZDRAWIAM
DominikaSW
28 lipca 2010, 09:15wow, a jak dlugo trwają? tzn kilka miesiecy? fajnie:)
naszybkospisane
28 lipca 2010, 08:13ależ się obśmiałam.... tego mi trzeba, masz więcej???