Kochani:)
z tymi jabłuszkami to nie było tak różowo, że ja dostojnie podeszłam...wyciągnęłam dłoń i z radosnym uśmiechem rwałam jako ta Ewa w Raju:)
Jabłonka rosła sobie otoczona nie tyle cudownym zapomnieniem co przedorodnymi chaszczami... i to na jakimś pagórku:) Brodziłam więc po pas w tych krzaczorach, a po kostki w fermentowanych spadach. Skakałam jak ta koza coby sięgnąć po najładniejsze..i nagle... jak się nie poślizgnęłam na tych zgniłkach... jak nie pojechałam... Mało tego... osa mnie uwaliła w paluszek:):):) Odniosłam rany...ale żyję ...i jeszcze wyniosłam z pola walki koszyk owoców...
Co do kozy.. jeśli Hindusi mają racje , to jedną z moich inkarnacji musiała być koza właśnie:) A że ja jestem taka koza co się na smyczy prowadzać nie daje ,to jeśli na coś można wleźć to ja na bank to zrobię:)
Zeszłego roku, pojechałam sobie nocą na wyprawę rowerową... i w szczerym polu wyrosła przede mną góra, a właściwie piramida:) Była zbudowana z takich ogromnych rolek słomy (średnica jakieś 1,5m) zawiniętych w jakąś paskudną foliową siatkę. Jak im się udało ułożyć to takie wysokie? Nie mam pojęcia... możliwe ,że pomagały im jakieś siły nieczyste... Nie ważne...Ważne, że ja po prostu...
musiałam zdobyć tego snopa:):):):):)
Nie było łatwo... rolki twarde i wysokie, siatka śliska...ale co tam.. Jest przeszkoda jest działanie... Nie na to mój mózg ewoluował od milionów lat żeby mnie dzisiaj jakiś snopek zatrzymał:):):)
mąż mnie dogonił kiedy właziłam na 3 "piętro" coś tam się wydzierał...ale ja już działałam tylko hipokampem:) I jest! Udało się! Wlazłam na sam szczyt! Moi małpi przodkowie byliby ze mnie dumni... (tak, tak mam mocno zwierzęce pochodzenie..wiem,że nie wszyscy pochodzą od małp.. słyszałam w tv:)ja jednak nie jestem w stanie się tego wyprzeć: ) Mniejsza.. wracając do sedna... siedziałam na mojej piramidalnej górze... wiatr na twarzy... łzy wzruszenia w oczach... widok zapierający dech.. Tak...czułam się jak zdobywca Starożytnego Egiptu :):):):)
No nic.. nadszedł czas powrotu..spojrzałam w dół.......... oo...:) jakby wysoko:) Przez moment zastanowiłam się jak zejść...a potem już nie myślałam.. jedyne co pamiętam to szum wiatru w uszach i smak naszej Matki Ziemi u ustach... To był piękny zjazd... Gdybym tylko na koniec nie zaryła twarzą w ściernisko...
Kiedy nieco oprzytomniałam ,a kurz opadł zobaczyłam ,że cwałuje w moim kierunku groźnie pokrzykujący mąż... Pomyślałam...(bo wreszcie zaczęły działać wszystkie nabyte w drodze ewolucji części mózgu) :
"no stara...oka nie straciłaś ,ale teraz niechybnie stracisz życie... Byłam przekonana, że w tej złości, zanim się zorientuje...ubije, dobije, wdepcze w korzenie zbóż... Tak się jednak nie stało...Historia ,jak zwykle, zakończyła się dobrze:) Po raz drugi w ciągu godzinki uniknęłam śmierci:):):) Dziękuję za to mojemu Aniołowi, który nigdy nie przesypia ważnych momentów:)
A teraz całuję wszystkich i życzę pogody na dzisiejszy dzień:)
z tymi jabłuszkami to nie było tak różowo, że ja dostojnie podeszłam...wyciągnęłam dłoń i z radosnym uśmiechem rwałam jako ta Ewa w Raju:)
Jabłonka rosła sobie otoczona nie tyle cudownym zapomnieniem co przedorodnymi chaszczami... i to na jakimś pagórku:) Brodziłam więc po pas w tych krzaczorach, a po kostki w fermentowanych spadach. Skakałam jak ta koza coby sięgnąć po najładniejsze..i nagle... jak się nie poślizgnęłam na tych zgniłkach... jak nie pojechałam... Mało tego... osa mnie uwaliła w paluszek:):):) Odniosłam rany...ale żyję ...i jeszcze wyniosłam z pola walki koszyk owoców...
Co do kozy.. jeśli Hindusi mają racje , to jedną z moich inkarnacji musiała być koza właśnie:) A że ja jestem taka koza co się na smyczy prowadzać nie daje ,to jeśli na coś można wleźć to ja na bank to zrobię:)
Zeszłego roku, pojechałam sobie nocą na wyprawę rowerową... i w szczerym polu wyrosła przede mną góra, a właściwie piramida:) Była zbudowana z takich ogromnych rolek słomy (średnica jakieś 1,5m) zawiniętych w jakąś paskudną foliową siatkę. Jak im się udało ułożyć to takie wysokie? Nie mam pojęcia... możliwe ,że pomagały im jakieś siły nieczyste... Nie ważne...Ważne, że ja po prostu...
musiałam zdobyć tego snopa:):):):):)
Nie było łatwo... rolki twarde i wysokie, siatka śliska...ale co tam.. Jest przeszkoda jest działanie... Nie na to mój mózg ewoluował od milionów lat żeby mnie dzisiaj jakiś snopek zatrzymał:):):)
mąż mnie dogonił kiedy właziłam na 3 "piętro" coś tam się wydzierał...ale ja już działałam tylko hipokampem:) I jest! Udało się! Wlazłam na sam szczyt! Moi małpi przodkowie byliby ze mnie dumni... (tak, tak mam mocno zwierzęce pochodzenie..wiem,że nie wszyscy pochodzą od małp.. słyszałam w tv:)ja jednak nie jestem w stanie się tego wyprzeć: ) Mniejsza.. wracając do sedna... siedziałam na mojej piramidalnej górze... wiatr na twarzy... łzy wzruszenia w oczach... widok zapierający dech.. Tak...czułam się jak zdobywca Starożytnego Egiptu :):):):)
No nic.. nadszedł czas powrotu..spojrzałam w dół.......... oo...:) jakby wysoko:) Przez moment zastanowiłam się jak zejść...a potem już nie myślałam.. jedyne co pamiętam to szum wiatru w uszach i smak naszej Matki Ziemi u ustach... To był piękny zjazd... Gdybym tylko na koniec nie zaryła twarzą w ściernisko...
Kiedy nieco oprzytomniałam ,a kurz opadł zobaczyłam ,że cwałuje w moim kierunku groźnie pokrzykujący mąż... Pomyślałam...(bo wreszcie zaczęły działać wszystkie nabyte w drodze ewolucji części mózgu) :
"no stara...oka nie straciłaś ,ale teraz niechybnie stracisz życie... Byłam przekonana, że w tej złości, zanim się zorientuje...ubije, dobije, wdepcze w korzenie zbóż... Tak się jednak nie stało...Historia ,jak zwykle, zakończyła się dobrze:) Po raz drugi w ciągu godzinki uniknęłam śmierci:):):) Dziękuję za to mojemu Aniołowi, który nigdy nie przesypia ważnych momentów:)
A teraz całuję wszystkich i życzę pogody na dzisiejszy dzień:)
archange
29 sierpnia 2012, 22:36Bo Ty taka Koza Nostra jesteś. ;-)
anjo1984
28 sierpnia 2012, 14:15Masz dar pisania. Z przyjemnością czytam Twoje wpisy. Oby więcej i więcej :). Pozdrawiam :)
ania9993
28 sierpnia 2012, 12:21sluchaj, a moze ty masz dar przenoszenia sie w czasie? skoro przed toba gory wyrastaja..........dobrze ze maz potrafi sciagnac cie na ziemie:) buziaki:)
PuszystaMamuska
28 sierpnia 2012, 11:19No Kochana, w takim razie zwracam honor i kładze uszy po sobie za to ze pozwoliłam sobie myslec iz wymieniony torcik to tylko focia z neta... Wow.. naprawde super.. wiesz, ja to nawet biszkopt umiem spieprzyc... jedyne co robie to wafelki z masa kakaowa - to naprawde mi super wychodzi i czasem Królewca, ale to bardzo musi mi sie chciec zeby mi cos z niego wyszło... Poza tym to noga...
PuszystaMamuska
28 sierpnia 2012, 10:08No, no... niezła z Ciebie kózka.. ale wiesz jak to mowia, zeby kózka nie skakała to by nózki nie złamała.. uwazaj na siebie Kochana. A tak w ogole to deklarowałąs sie w komentarzu do mojego wpisu ze zrobisz mi takie wypasionego torta jak dolaze do celu, wiec moje pytanie brzmi - ta fota to był autentyczny Twoj tort?????????? byłam pewna ze to z netu jakis obrazek.... ja to jestem noga jesli chodzi o wypieki slodkosciowe, wiec dla mnie to wielkie wow dla kazdego kto umie piec ciacha takie.. ja to mieso, rybka, sałatki i wszytskie inne takie to owszem, umiem i strasznie lubie gotowac, za to ciacha to zdecydowanie nie... moze to i dobrze.. :)) Pozdrawiam