Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
32 dzień orbitrek


Cześć. Orbitrek zaliczony. Chodziłam od poziomu 7 do poziomu 5 czyli trochę inaczej niż zwykle. Na 7 dość ciężko, ale jak potem przeszłam na 5 to czułam, jakbym chodziła na jedynce.

Dzisiaj obudziłam się w złej fazie snu i przez godzinę nie mogłam dojść do siebie. Musiałam zrobić sobie kawę, której nie piję. Ale chyba zacznę, bo nawet nieźle się po niej czułam. 

Po obiedzie nie poszłam na drzemkę, tylko zaczęłam robić ciasto drożdżowe na pizzowca. Byłby już gotowy, gdyby piekarnik nie zrobił mnie w konia... Włączyłam go jak zawsze i jak lampka zgasła, wrzuciłam do środka blachę. Po 25 minutach przychodzę i odkrywam, że piekarnik w środku jest zimny. Pokręciłam od nowa, tym razem się nagrzał. No i kolację zjem przez to późno, nie tak jak chciałam...

Na obiad zjadłam ogromną porcję warzyw na patelnię, tj. całą paczkę 450 g. Stwierdziłam, że skoro 100g to 50 kcal, to cała paczka wyjdzie i tak mało. Zwykle jadłam pół paczki. Do tego trochę pieczonej ciecierzycy, jeden serek zakopiański i sok pomidorowy. Bardzo się najadłam i rozbolał mnie brzuch. Chyba za dużo tych warzyw.

Przed chwilą w ramach pierwszej kolacji zjadłam skyra z borówkami i ananasem. Borówki smakują dziwnie, jakby leżały z miesiąc w piwnicy. Chociaż nie wyglądają na spleśniałe.

Próbowałam pokręcić dziś tym hula-hopem z obciążnikiem i ku mojemu zdziwieniu jest o wiele trudniej kręcić niż zwykłym kołem. W zasadzie to po paru ruchach sfrustrowana odpuściłam. Mąż sobie założył tego hula hopa i zaczął nim wywijać, jakby robił to codziennie... Jeszcze powiedział, że to bardzo łatwe.

Miałam też zacząć ćwiczyć na dużej piłce. Już 2 tygodnie temu ściągnęłam ją z pawlacza i kazałam mężowi napompować. Minęły 2 tygodnie, piłka leży, powietrza z niej trochę uszło. Mąż dziś dopompował, ale i tak jakoś nie miałam weny ćwiczyć. Orbitrek na razie wystarczy...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.