Cześć.
Wczoraj wieczorem dopadł mnie okropny ból pleców w odcinku piersiowym... położyłam się i musiałam wstać wziąć ibuprom, bo bym nie zasnęła. Dziwny ból, zastanawiam się czy to czasem nie jakiś refluks bo poprzedniego dnia miałam zgagę. Co mi się nigdy wcześniej nie zdarzało.
Obudziłam się bardzo zmęczona i cały dzień byłam śpiąca. W pracy tylko myślałam o tym, by dotrwać do końca i pójść na drzemkę. Tak zrobiłam po obiedzie. Jak na złość przez godzinę nie mogłam zasnąć, więc dałam sobie jeszcze pół godziny i zasnęłam a potem już nie mogłam się dobudzić. Wleciało kolejne pół godziny, a potem jeszcze pół...
O 19 wsiadłam na orbitrek do Ukrytej Prawdy. Żeby nie naruszać pleców chodziłam bez używania rąk i na najmniejszym obciążeniu.
A potem dopadł mnie atak hipoglikemii... Od obiadu minęło 5 godzin. Zaczęłam się strasznie pocić, było mi zimno, a łapy mi się trzęsły jakbym miała Parkinsona. Poleciałam zrobić kolację i zjadłam prażynkę krewetkową. Szybko przeszło. Powinnam chyba kupić jakieś biszkopty czy coś bo zjadłam wszystkie rzeczy podnoszące szybko cukier.
Mam takie rozkminy, że tylko zaczęłam jeść zdrowiej i już są problemy. Ból pleców, niedocukrzenia... A wcześniej wszystko było ok chociaż codziennie jadłam słodycze i chrupki lub chipsy. I czułam się lepiej niż teraz.
Ech. A przecież wszystko robię z głową, nie ucinam drastycznie kalorii. Dzisiejszy dzień wyglądał tak:
owsianka z truskawkami i orzechami włoskimi na mleku,
pół bułki żytniej z masłem orzechowym,
kasza gryczana z warzywami na patelnie na łyżce oliwy i ciecierzycą gotowaną ze słoika, do tego sos czosnkowy,
sałatka (papryka, pomidorki koktajlowe, feta, olej dyniowy), pół opakowania prażynek krewetkowych, banan.
Razem 2000 kcal. Obiad dzisiaj bardzo mi smakował. Stwierdziłam, że mogłabym nawet jeść tak codziennie.
Pieczywo żytnie chyba mi nie służy - czytałam że niewskazane przy refluksie. Kawa też - cały dzień drgał mi mięsień w ramieniu. Po owsiance szybko robię się głodna.