Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Moja historia cz.2.


Minął tydzień od mojego pierwszego wpisu... od tego, jak zaczęłam pisać o samej sobie, o tym, jak się zmieniłam. Skończyłam na rozpoczęciu leczenia z depresji.

Ale głupia byłam! Upaaaarta! Wierzcie bądź nie- najbliższa rodzina, nowa osoba, którą poznajesz i która wszędzie cię wyciąga (chodź tu, spróbuj tamtego), to najwięksi twoi sojusznicy w walce z depresją. Leki wszystko łagodzą. Czujesz się mniej obojętna, zaczynasz rozróżniać dobro od zła, świat staje się piękniejszy i chce ci się wychodzić z łóżka. Nikt nie musi wiedzieć, że bierzesz leki- najważniejszy jest kontakt z innym człowiekiem. Wiele w życiu nie widziałam, ale dzięki nowo poznanej dziewczynie zaczęłam odkrywać to, co w życiu może mi się podobać. Z E. znamy się już ponad 4 lata i nadal świetnie się rozumiemy. 

Wróciłam na studia. Podobny kierunek do poprzedniego, ale trochę inaczej prowadzony.

Wiele razy próbowałyście z dietami, dietetykami itp., prawda? Aż do znudzenia. Aż do załamania. By po jakimś czasie znowu zatoczyć koło: postanowienie, robienie, załamka. W kwietniu (3 miesiące brania słabych leków) mama zaprowadziła mnie do dietetyka. "Pomogła ciotce, pomoże i tobie". Ważyłam wtedy 110 kg. Pamiętam , jak poprawiałam wynik na 108, żeby bardzo na mnie nie krzyczała. Ale babka była spokojna. Poleciła: "Przez 4 tygodnie nie wolno ci jeść kaszy, chleba, makaronów, słodkiego, czerwonego mięsa, spożywać alkoholu, pić soków i innych napojów, prócz wody i herbaty zielonej, chude sery i kefir dozwolone". Ponieważ byłam otępiała jeszcze depresją- zgodziłam się. I wiecie co? Wytrzymałam 4 tygodnie. Mimo, że okupiłam to obstrukcją, po miesiącu ważyłam 7 kg mniej. Koleżanka wyciągała mnie, gdzie się dało. Ja zaczęłam nawet biegać (choć wiem, że robiłam krzywdę stawom). Kolejnym etapem po tych 4 tygodniach było dodanie owoców- cytrusów. I truskawek. Nie wiedziałam, że truskawki tak zapychają. Nie wiedziałam, że można się najeść, nie zjadając wszystkiego. Nie wiedziałam, że nie musi mi się chcieć spać po jedzeniu. 

Po jakimś czasie wróciłam do zwykłego jedzenia (nie tknęłam makaronu przez 3 lata :D, a chleba przez 1.5 , bo  na sam widok mi się odechciewało), ale nadal uprawiam sport, jem to, na co mam ochotę, ale bez przesady (po prostu jem, kiedy jestem głodna), piję dużo wody... Walczę jeszcze z depresją, pracuję, uczę się. Musiałam znowu przerwać studia, ale znowu na nie wrócę. Walczę jeszcze nadal sama ze sobą. Ćwiczę się. Ubogacam się. Nigdy nie płaczę i nie wracam do tego, co było. Godzę się ze swoim losem, że nadal mi włosy lecą z głowy, że nadal mam nadmierne owłosienie, że nie jestem jeszcze lekka w krokach. Ale czuję w końcu, że żyję. Akceptuję siebie, chudnę dla zdrowia, nie dla piękności, i o to mi w życiu chodzi! Być w końcu szczęśliwą. Trzeba przeć do przodu i mieć gdzieś to, co myślą inni. 

Dziękuję moim rodzicom za cichą wiarę we mnie, że się mną zajęli, że wytrzymali to wszystko i nadal wytrzymują. Że wyczarowali pieniądze znikąd, na moje leczenie. 

Dziękuję też E. za to, że pokazała mi, jak ciekawy jest świat i czego można doświadczyć pozytywnego w życiu. 

Raaany! :D Czytając powtórnie to, co napisałam dochodzę do wniosku, że to tylko wycinki z mojego życia. Było dużo złego, było dużo dobrego. I nadal tak będzie. Ale walczę o siebie. Wy też walczcie! Róbcie tak, jak podpowiada Wam rozum, róbcie to, co uważacie za słuszne. Szanujcie swoje zdrowie, ciało i umysł. Wtedy wszystkie odnajdziemy spokój i szczęście. 

Następny wpis już wkrótce! ;) O tym, jak ja sama i ludzie reagowaliśmy na zmiany, które we mnie zachodziły.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.