Na początek ode mnie dla Was :
nareszcie koniec, tylko przebujać się do 15stej i do domu....Chociaż wolałabym w tej pracy zostać już do jutra...W domu nadal "ciche dni", niewiele się odzywam, staram się nie włazić w droge pana małżonka. Mam do niego żal, cóż nie pierwszy raz. Mam to, co sobie sama sprowokowałam. To trzeba przyznać, waraiatka ze mnie, no jestem stuknięta, to jednak bolesne ale prawdziwe.
Wczoraj młoda dostała z..kę na środku chodnika, bo podebrała mi ciucha z szafy i oblała go barszczem na wigilii klasowej. Wpadłam w szał, centralnie tak jak stałam - średoek chodnika, środek osiedla, ludzie wokół...To już nerwica, czy może choroba psychiczna ?
Ciucha w domu obejrzałam, plamy nie widać, musiała sprać. Ma nauczkę, bo za dużo już sobie pozwalała. Nie ma to jak przedświateczna atmosfera, pełna ciepła, miłości, zrozumienia....
Popłakałam sobie wczoraj też, wcale mi nie ulżyło, przeciwnie - czuję, że jestem w czarnej d...ie bez wyjścia, na własne życzenie. Tak mnie to przywaliło, że wymyśliłam sobie, że nie pójdę do teściowej na wigilię. Nie chce mi się odgrywać tego scenariusza, mam dość, Oskara mi za to nie dadzą. A scenariusz ciągle ten sam. Średnio mi się uśmiecha siedzenie tam, tym bardziej, że mam anse do pana męża a on jak zwykle uważa, że właściwie nic się nie stało. Dla niego nic, dla mnie dużo.Tak, czarna otchłań bez wyjścia, i znalazłam się tam, bo bardzo tego chciałam. Nie lubię końcówki roku, taka ze mnie autodestrukcyjna osobowość, że nie myślę co dobrego mnie spotkało, tylko rozkminiam wszystko co złe, każde niepowodzenie, każde ostrzejsze słowo męża, szefa, koleżanki, mamy...Dużo tego było w tym roku, zawinionego i niezawinionego przeze mnie.
Do adremu.
Jadłospisik dzisiejszy nudny do bólu :
I - płatki, kawa
II - jogurt mały, jabłko
lunch - 1wasa - ser i wędlina, 1 wasa - pasztet, 2 pomidorki cherry
obiad - łyżka kaszy jęczmiennej, udko po cygańsku
przekąska - kawa
kolacja - płatki
Wczoraj udało mi się w pracy wytrwać bez owianki z paczki i bez musli, nawet, nie byłam specjalnie głodna. Za to w domu zajęłam sie dekorowaniem piernikow i ...podjadłam trochę. a pierniki w tym roku mam twarde jak kamienie. Nadają sie tylko na choinkę, bo jedzenie ich jest czynnością mocno hardkorową. Nie wiem co spierniczyłam w tym roku, że takie wyszły, najlepsza maka, miód naturalny, przyprawy....powinny już zmięknąć a one ani myślą. Poza tym zrobiłam wczoraj rybę w warzywach. Dziś zabiorę się za sernik i sałatkę. I finito. Jutro tylko przejazd z odkurzaczem, jabłecznik i usmażę świeżą rybę.
Myślałam, że coś fajnego obejrzę w tv ale jak zwykle same gnioty. a ja mialam nadzieję na wieczór z "le grand bleu", który kocham nad życie. Niestety, w święta ma być gniotowato, kiczowato, bezmózgo : grinch, kevin...No sorry, ma być Eragon, to dla młodych, oglądalam i mi się podobało, więc pewnie przysiadę z młodą.
No to Wesołych Świąt i Szczęliwego Nowego Roku !!
Morinho
3 stycznia 2012, 09:53Wiec niech ten nowy rok bedzie naprawde mniej stresowy.... tego Ci zycze.
rozaar
24 grudnia 2011, 08:09Wszystkiego najlepszego,a przede wszystkim zdrowia.Już się nie denerwuj,zrelaksuj się i przestań się zadręczać.
Agujan
23 grudnia 2011, 09:34"Wielki błękit" zawsze możesz odpalić z płyty. Życzę lepszego nastroju :)