A więc stało się. Nie powiem, że było łatwo. Metabolizm po 2500 był rozbuchany więc tu i ówdzie się podjadało. "Nie żeby specjalnie, ale zwyczajnie, przez nieuwagę..."
Ale udało się, pierwszy tydzień po powrocie na 1900 i zszedłem tylko 0,1kg. Ale w tym tygodniu poszło już normalnie. I udało się, 79,9kg - takiej wagi nie miałem od 9 lat. Prawdę powiedziawszy, to po tym 2500 i nabraniu wagi, a potem jeszcze utrzymaniu na 1900 moja motywacja spadła niemal do zera, bo nic tak nie dołuje jak brak efektu.
W pracy trochę ciężej jest ostatnio więc nie chciało mi się w czwartek na siłownię iść. Na szczęście moja silna wola złapała mnie za kark żelaznym uściskiem i zawlekła mnie, sponiewieranego i zmęczonego na poniewierający i męczący trening. I tu chyba należą się podziękowania da Stack Force, bo zastrzyk energii był wyczuwalny. Najgorzej było na ergometrze, czułem ból w nogach, bo dwa dni wcześniej te nogi mocno katowałem. A mimo to udało mi się dolecieć całkiem daleko, zwyczajowe 5500m (a miałem ochotę odpuścić sobie już po 2000m, na szczęście znowu odezwała się silna wola). Za to nie zauważyłem, że ergometr był ustawiony na jeden poziom ciężej niż zwykle, wynik więc robi wrażenie, zwłaszcza, że w 27 minut i 42 sekundy, więc raptem 10 sekund wolniej od rekordu.
W ogóle to zakupów suplementacji ciąg dalszy - postanowiłem wzbogacić się o kreatynę, po weekendzie powinna być. Z tego co wyczytałem, kreatyna w niewielkiej porcji powinna pomóc w zniwelowaniu spalania mięśni wraz z tłuszczem.