Dokładnie. Po 2 tygodniach przekonałem się, że 2400kcal to pomyłka. Może nie był to do końca błąd, ale jak widać mój organizm nie jest taki jak wszystkie. Po pierwszym tygodniu 2400kcal przybrałem około 0,6kg. Dwa dni temu miałem najniższą wagę w tym tygodniu - 80,9. Sumarycznie więc schudłem o 0,4kg do góry.
Od dzisiaj mam już na powrót 1900kcal.
2400 było kiepskie, jedzenia dużo, cały czas czułem się napchany, nie miałem ochoty na ćwiczenia. Niektóre posiłki pomijałem, bo zwyczajnie bym pękł. Taka kaloryczność dobrze by się sprawdziła na utrzymanie wagi, nie na odchudzanie. Zresztą, wolę mieć margines błędu, nie da się uniknąć kawy czy herbaty tu i tam. Słodyczy nie jem, ale czasem mam ochotę na coś deserowatego, jem sobie wtedy trochę rodzynek czy banana.
Tak czy siak, dieta wraca na swój tor, w przyszłym tygodniu powinienem zrzucić skutki głupiego pomysłu, za 2 zejść już na wagę z 7 z przodu.
Oczywiście, ten przykry epizod ma swoje plusy, dokładnie dwa. Plus nr 1 - wiem już, że 1900 to w moim przypadku nie jest głodzenie się. Plus nr 2 - metabolizm troszeczkę podskoczył, można więc uznać, że było to przykucnięcie przed kolejnym skokiem.
Dzisiaj z 1900 (które zacząłem już trochę wczoraj, bo zjadłem oberżnięte porcje) czuję się dobrze i lekko. I chyba o to chodzi.