Ulżyło mi. Już od dłuższego czasu miałam ochotę rzucić to co sprawia, że czuję się źle i to zrobiłam. Zrezygnowałam z prawa jazdy. Jakoś w październiku zaczęłam kurs. Teoria sprawiała mi frajdę. Okazało się, że jestem bardziej bystra niż myślałam i bez trudu zdawałam testy. Aż doszło do jazdy. Niby jeżdżę dobrze, samochód ani razu mi nie zgasł, wiem co robić, jestem uważna, widzę i reaguję na zagrożenie, ale to jak się czuję za kółkiem pozostawia wiele do życzenia. Nie jest to dla mnie komfortowe. Przed każdą jazdą miałam potworne bóle brzucha. Jak wychodziłam z eLki to czułam autentyczną ulgę. Zresztą nie mam na to czasu. Szkoda mi treningów. Siadanie za kółkiem po pracy, jazda po ciemku, zmęczenie fizyczne, psychiczne, notoryczny brak snu. Tego było zbyt wiele. Po wyjechanych 10 godzinach, jestem pewna, że tego nie chcę. Wiem, że nawet jakbym zdała, to nigdy bym nie jeździła. Zresztą nie byłoby mnie stać na utrzymanie samochodu. Nie ukrywam, że robiłam to prawko trochę z głupoty. Jak PePe zapisał się na kurs, to nie chciałam być gorsza. Zresztą liczyłam, że dzięki temu będzie tak jak kiedyś. Że będziemy razem jeździć w trasę, raz ja, raz on za kółkiem. Że będziemy spędzać czas tak to było przed pojawieniem się Suki w jego życiu. Tak, jestem kretynką. Wiem, że nigdy nie będzie tak jak dawniej. Dopóki ona jest w jego życiu, to nic nie będzie tak jak kiedyś. Dlatego nawet nie jest mi żal tej kasy. Spróbowałam, wiem, że to nie dla mnie i tyle.
Po pracy poleciałam na zajęcia. Próbuję być tą samą osobą co kiedyś. Pierwszy raz od dawna podeszłam do PePe, tak jak kiedyś, przywitałam buziakiem, paplałam głupoty, grzebałam w jego laptopie. Ostatnio trochę się zmieniłam w stosunku do niego, bo jego związek z Suką zwyczajnie mnie zabolał. Odsunęłam się na bok i chyba musiałam ochłonąć. Ale doszłam do wniosku, że to bez sensu. Jeśli jest teraz szczęśliwy to nie mam prawa się wtrącać. A jeśli ta Suka skrzywdzi go po raz kolejny, to znajdę ją i jej w piździe gorącym prętem wymieszam.
Tak czy inaczej postanowiłam go poinformować o mojej decyzji odnośnie prawka i ulżyło mi, bo nawet nie zrobił mi wyrzutów. Cieszę się, że bez względu na to jakie głupoty robię, to on to akceptuje i nigdy mnie nie neguje. Przestałam się chyba zadręczać, że nam nie wyszło. Zaczęliśmy od przyjaźni i może tak musi zostać. Jak nie ma Suki w pobliżu, to jest tak jak kiedyś. Śmiejemy się, wygłupiamy, rozmawiamy o wszystkim, ufamy sobie. I tak było i dzisiaj. Na zajęciach ogarnęła nas taka głupawka, że przez jedną choreografię cały czas się śmialiśmy i nie byliśmy w stanie normalnie się poruszać.
I wciąż rozumiemy się bez słów. Po zajęciach wyszłam tylko z szatni i na niego spojrzałam, a PePe powiedział "Tak, już idę", a po chwili dodał "Mówiłaś coś?". Zaczęliśmy się oboje śmiać, bo nic nie mówiłam, a i tak wiedział o co chciałam spytać, czy wracamy razem do domu.
Wracaliśmy razem. Pogadaliśmy. Widocznie tak musi być.
A oto moje dzisiejsze jedzonko.