Jestem tutaj od prawie tygodnia, ale byłam przeziębiona, więc nic nie pisałam. Ogólnie moje całe życie to ciągłe odchudzanie. Tak naprawdę mam 160cm i od bardzo dawna chcę ważyć 46kg. Kiedyś byłam dużo grubsza - w 6 klasie podstawówki. 53 kg/153cm.Wtedy pierwszy raz się odchudzałam. Schudłam wtedy 8kg. Byłam z siebie bardzo dumna. Ważyłam 45kg przy wzroście 153. Wyglądałam bosko. Jednakże właśnie to przekonanie spowodowało, że znowu przytyłam (bo byłam przecież taka szczupła to mogłam jeść więcej). Efekt jo-jo, normalka dla mnie. Pod koniec 1 klasy gimnazjum ważyłam znowu 53kg, ale byłam trochę wyższa(157cm). Nieważne. I tak wyglądałam niezadowalająco. Zaczęłam się znowu odchudzać, znów schudłam. I tak przez całe życie. Odchudzanie i tycie. Zawsze jak tylko schudłam do 48kg, bo to moja średnia waga, to od razu pozwalałam sobie na więcej i tyłam do 52-53kg. Mam tego serdecznie dosyć. Moim marzeniem jest nie tylko schudnąć do 46kg i zobaczyć to na wadzę przez jeden dzień ,ale przede wszystkim to utrzymać i wreszcie skończyć to ciągłe koło. Jestem uzależniona od jedzenia. Kocham je. Dlaczego musi być takie pyszne? Jak zacznę jeść to bardzo ciężko mi przestać. Znaczy mam bardzo silną wolę, jak sobie postanowię coś, że schudnę to chudnę, tyle że na chwilę. Najbardziej to chciałabym być normalna. Bo zdecydowanie nie jestem. Obżarstwo, wyrzuty sumienia, odchudzanie, liczenie każdej kalorii. Czy to jest normalne? - Nie. Pragnę jeść tylko tyle ile mi potrzeba, współpracować z moim ciałem, słuchać jego potrzeb. To jest bardzo ciężkie. 29.01.2015 będą moje 18 urodziny. Planuję zrobić imprezę. Muszę wyglądać na niej wystrzałowo. Nie ma innej opcji. Tym razem to nie jest odchudzanie przed wakacjami (jak co roku- tylko żeby wyglądać dobrze w bikini,a potem tycie :(, tylko zmiana na całe życie. Zaczęłam się odchudzać tak na poważnie, od zeszłej niedzieli (05.10.2014) - 52,3 kg. Wychodziło mi to świetnie. Ustaliłam sobie plan diety i dokładnie się jego trzymałam. Było super aż do 11.10 kiedy to wybrałam się na nocowanie do mojej przyjaciółki. Jadłyśmy malutko bo obie się odchudzamy (nawet ćwiczyłyśmy), ale to nie o to chodzi. Była ona bowiem jeszcze nie do końca zdrowa i się zaraziłam. Zwykłe przeziębienie. (Nie mam ci tego za złe misia!) Nie jej wina. Chodzi o to, że byłam chora. Przez to miałam wszystko gdzieś i nie miałam zupełnie energii na nic. Dieta poszła na bok. Od niedzieli do dzisiaj jadłam sporo więcej niż powinnam. Miałam się zważyć w poniedziałek, po tygodniu odchudzania, ale nie mogłam po prostu. Bałam się - kolejna chora sprawa. W każdym bądź razie, ta choroba wszystko popsuła. Jestem już prawie zdrowa i mam zamiar wrócić do odchudzania. Przełamałam się dzisiaj i zważyłam, choć bardzo nie chciałam, bo wiedziałam, że ostatnio przeginałam z jedzeniem. 51,9 to to co zobaczyłam rano. Czy jest mi smutno? Tak, mimo,że jest to mniej niż 52,3 ale o ile mniej... W sumie to się tego spodziewałam - przez tą chorobę. Trudno, trzeba się wziąć za siebie jeszcze raz. Ostatni raz. Odchudzam się więc znów, od dzisiaj. Schudnę do 46kg i utrzymam tą wagę!
Życzcie mi powodzenia. :)