Dzień zaczęłam od jajecznicy z cebulą, ale potem było już perfekcyjnie:
1) rosół solo (z niewielką marchewką),
2) rosół z mięsem z ćwiartki kurczaka, marchewką i selerem naciowym,
3) rosół z kaszą kus-kus + natka pietruszki,
4) zupa-krem z dyni.
Jest mi cholernie ciężko. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne. Nie tak to miało wyglądać... Ja tu, On tam... Nienawidzę weekendów. Wczorajszy dzień praktycznie przeryczałam. Około 19:00 wpadła Blondyna z piwem, ale kiedy poszła około północy - kontynuowałam smarkanie w poduszkę do godziny drugiej. Usnęłam chyba z wyczerpania, ale ok. 07:00 obudziłam się i znowu ... Inaczej wyobrażałam sobie rozłąkę. Myślałam, że skupiając się tak zupełnie na sobie, czas będzie mi leciał nieco szybciej i nie będę tyle rozmyślać. Niestety nie jest to takie proste. To niesamowicie chujowe, że w tym kraju tak ciężko jest rozpocząć młodym ludziom wspólne życie.
Laurka1980
29 października 2018, 15:54Wiem, o czym piszesz. Dawno temu to było co prawda, ale było - mój wtedy facet (dziś mąż) wyjechał do USA na rok. ROK. Koszmar. Współczuję :(
Berchen
28 października 2018, 21:52to ze tak jest w kraju jest wstretne, przykre, moje malzenstwo rozpadlo sie po czesci dlatego - alkohol jest w takich chwilach pocieszycielem, ale bardzo zdradliwym , ciagnacym w dol pocieszycielem, nie korzystaj za czesto , bo to niebezpieczne. Dbaj o siebie .
aksza
28 października 2018, 21:46Rozłąki są ciężkie, coś o tym wiem, ale grunt to wypracować sobie na nie sposób we dwoje :)