No właśnie. Punkt drugi brzmi:
2) ogarnąć 30 metrów kwadratowych, szumnie zwanych mieszkaniem, tak, by sprawiało wrażenie PRZYTULNEGO GNIAZDKA. Czy jak tam się to mówi.
Ze mnie to raczej taka kiepska gospodyni. Lubię porządek, ale jak chwilę poobcuję z kurzem, psią sierścią i lekką stertką prania w koszu i okolicach, to przecież świat się nie zawali. Co prawda po przeprowadzce starałam się jakoś nadać obecnym czterem kątom nieco życia, ale ograniczyłam się do: COTTON BALLSÓW puszczonych wzdłuż półki na książki, no właśnie książków jak mrówków (co poradzę, że uwielbiam), klimatycznej lampki koloru brąz na szafkę i ... paprotki z promocji Biedronkowej. Kuchnia - spoko, dałam radę. Wygląda miło. Łazienka - wszechobecny błękit (kafelki, ściany, sufit, plastikowa paskudna półka - wszędzie błękit) ożywiłam grafitowymi ponoć (choć dla mnie to ciemny szary po prostu) ręcznikami, chodnikami, pojemnikami na mydło, szczoteczki i szczotkę klozetkową. Gites. Tu już dobrze jest - nie trza psuć. Tylko zapomniałam o pomarańczowym pokoju z beżowymi (czy tam piaskowymi) meblami i jasną podłogą. Paprotka i cotton ballsy ni chu chu nie podołają, by same zrobić ten cały przytulny nastrój. Obecnie wygląda to trochę jak pokój hotelowy. HELP MNIE, plissss. Potrzebuję inspirejszyn. W każdej ilości.
MagiaMagia
19 października 2018, 21:50mam 35m2 w bieli i do bolu skrajnym skandynawskim minimalizmie wiec nie pomoge. mysle, ze przy moim twoje juz wyglada na bardzo spersonalizowane i strojne :)
TajemniczaHistoria77
20 października 2018, 12:26Jak zgaszę światło, odpalę lampkę i gapię się w książkę, to naprawdę można je nazwać spersonalizowanym =) =) =) Jeszcze jak gdzieś pod ręką mam lampkę wina, to już w ogóle =D